12 kwietnia to data bardzo istotna dla rozwoju lotów kosmicznych. Na ten dzień, uznawany również za Dzień Kosmonautyki przypadają dwie ważne rocznice: rocznica pierwszego lotu człowieka w Kosmos, oraz rocznica pierwszego startu amerykańskiego wahadłowca.

Jurij Gagarin odbył swój lot na pokładzie statku Wostok 1. Całość lotu przebiegała automatycznie, statek osiągnął ostatecznie orbitę o inklinacji 64,95 stopni i wysokości 181-327 kilometrów. W przestrzeni kosmicznej Gagarin przebywał 89 minut; sam lot trwał o 19 miut dłużej. Zapraszamy do lektury Blask historii: Jurij Aleksiejewicz Gagarin – pierwszy człowiek w kosmosie„>biografii kosmonauty.

Starts STS1

Prom kosmiczny Columbia startuje w swą pierwszą misję. W skład załogi wchodzili John Young i Robert Crippen. 54 godzinny lot rozpoczął się 12 kwietnia 1981 roku a zakończył 14 kwietnia.

Dwóch astronautów, platforma startowa na Przylądku Canaveral, błyszczący nowością wahadłowiec Columbia. Tak o godzinie 11 czasu GMT, 12 kwietnia 1981, rozpoczęła się misja STS1 i nowa era amerykańskich lotów kosmicznych. Na pokładzie wahadłowaca znajdowali się: weteran lotów kosmicznych John Young – dowódca, oraz debiutant Robert Crippen – pilot. Ich lot trwał ponad 54 godziny.

Podczas lotu astronauci zapoznawali się z pierwszym pojazdem kosmicznym wielokrotnego użytku. Otworzyli drzwi do ładowni, sprawdzali działanie silników. Nadspodziewanie, wszystkie systemy działały bez zarzutu.

Początkowo zakładano odstęp dwóch tygodni pomiędzy kolejnymi lotami wahadłowców, jednak cel ten w żaden sposób nie mógł zostać osiągnięty, gdyż szybko okazało się, że po locie kosmicznym pojazdy wymagają znacznie dłuższego czasu na pielęgnację. W ten sposób marzono nawet o 50 lotach rocznie.

Wahadłowce nie okazały się również tanie w utrzymaniu. Pierwszy lot Columbii, jak podaje NASA, kosztował 10 miliardów dolarów, z czego sam statek 1 miliard. Przy średniej pięciu lotów na rok, jaką Agencja miała przed wypadkiem Columbii, koszt jednego lotu można oszacować na 900 milionów dolarów.

Obecnie na stanie NASA ma trzy wahadłowce: Endavour, Discovery i Atlantis. W sumie w lotach wahadłowców brało udział 294 astronautów. W ciągu 25 lat utracono dwa promy. Katastrofa Challengera miała 28 stycznia 1986 roku (przeczytaj notkę o Od katastrofy „Challengera” minęło 15 lat„>rocznicy), a Columbii STS-107: PROM COLUMBIA STRACONY„>1 lutego 2003 roku. W katastrofach życie straciło 14 osób.

Promy mają odjeść na emeryturę w 2010 roku.

Autor

Anna Marszałek

Komentarze

  1. Jan Szturc    

    W modzie jest wyśmiewanie się z wahadłowców… — W modzie jest wyśmiewanie się z wahadłowców, ale mimo 25 lat ich służby, do diś jest to najnowocześniejszy załogowy pojazd kosmiczny. Sojuzy przecież nie umywają się do nich jeśli idzie o komfort życia i pracy i zaawansowanie technologiczne. Inne projekty pzostały w sferze wstępnych planów. Inną rzeczą jest, że ich konstrukcja przerosła możliwości techniczne epoki i pod wieloma względami wahadłowce nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Tym niemniej data pierwszego startu pozostanie kamieniem milowym w rozwoju załogowej atronautyki.

    1. Michał M.    

      Nie wahadłowce tylko Amerkanie są śmieszni

      > W modzie jest wyśmiewanie się z wahadłowców,

      Nie wyśmiewam wahadłowców i ich wkładu w rozwój kosmonautyki. Wyśmiewam tylko twierdzenie, że wciąż są nowoczesne i użytkowanie ich w nieskończoność. To są 30-letnie samoloty. Prototypy. 2 z 5 rozleciały się zabijając 14 osób.

      > ale mimo 25 lat
      > ich służby, do diś jest to najnowocześniejszy załogowy pojazd
      > kosmiczny.

      ROTFL! A jaki bezpieczny! Zapewniający lot raz na 2 lata.

      > Sojuzy przecież nie umywają się do nich jeśli idzie
      > o komfort życia i pracy i zaawansowanie technologiczne.

      Ale zapewniają powrót na Ziemię w jednym kawałku.

      Zaawansowanie technologiczne Sojuzów się zmienia. Zwróćcie uwagę, że teraz mamy serię TMA. To jest ciągle unowocześniany projekt. Poza tym każdy Sojuz to nowy egzemplarz, a nie oblatane kilkadziesiąt razy promy.

      > Inne
      > projekty pzostały w sferze wstępnych planów.

      Niestety:(

      > Inną rzeczą jest, że
      > ich konstrukcja przerosła możliwości techniczne epoki i pod wieloma
      > względami wahadłowce nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Tym
      > niemniej data pierwszego startu pozostanie kamieniem milowym w
      > rozwoju załogowej atronautyki.

      Pokładane nadzieje były zbyt wielkie. Nikt nie obiecywał, że Columbia poleci na Księżyc (pod tym względem Apollo to zdecydowanie lepszy projekt). Ale niektórzy chyba w to wierzyli.

      Upadł komunizm. Rosjanie przyhamowali. Zrezygnowali z Burana. Wtedy Amerykanie uznali, że można program kosmiczny traktować minimalistycznie. I tak go traktują. Nowych pojazdów nie ma, a na orbicie buduje się w ślimaczym tempie Mir2… właściwie to wcale się nie buduje. Utrzymuje się tylko 2-osobową załogę nudzącą się jak mopsy.

      1. Oskar.K    

        Nie rozśmieszajcie mnie!

        >> W modzie jest wyśmiewanie się z wahadłowców,
        >
        > Nie wyśmiewam wahadłowców i ich wkładu w rozwój
        > kosmonautyki. Wyśmiewam tylko twierdzenie, że wciąż są
        > nowoczesne i użytkowanie ich w nieskończoność. To są 30-letnie
        > samoloty. Prototypy. 2 z 5 rozleciały się zabijając 14 osób.

        Kiedys juz pisałem że Amerykanie używaja tankowców powietrznych mających po 40 lat, z których każdy latał więcej niż 30 razy.Poza tym Endeavourowi stuknie dopiero 15-ka…

        >> ale mimo 25 lat
        >> ich służby, do diś jest to najnowocześniejszy załogowy pojazd
        >> kosmiczny.
        >
        > ROTFL! A jaki bezpieczny! Zapewniający lot raz na 2 lata.

        Albo na 2 miesiące, zależnie od tego jak bardzo przypominamy osikę.

        >
        >> Sojuzy przecież nie umywają się do nich jeśli idzie
        >> o komfort życia i pracy i zaawansowanie technologiczne.
        >
        > Ale zapewniają powrót na Ziemię w jednym kawałku.

        Szczególnie kosmonautów z Sojuza 11- oni też wrócili kazdy w jednym kawałku…
        Poza tym Rosjanie w Sojuzach „przećwiczyli” chyba wszystkie możliwe scenariusze awaryjne, odpalenie rakiety ratunkowej, powrót po trajektorii balistycznej, awarię silnika na orbicie, lądowanie w zamarznietym jeziorze włazem do dołu…Czy to swiadczy o bezpieczeństwie- nie wiem.Na pewno świadczy zaś o szczęściu.
        > Zaawansowanie technologiczne Sojuzów się zmienia. Zwróćcie uwagę,
        > że teraz mamy serię TMA. To jest ciągle unowocześniany projekt. Poza
        > tym każdy Sojuz to nowy egzemplarz, a nie oblatane kilkadziesiąt
        > razy promy.

        Jest duzo racji w tym myśleniu.Nowego Sojuza nie trzeba konserwować, jednak to nie wiek był przyczyną tragedii Challengera i Columbii.Wszak Challenger zginął „młodo”…

        >> Inne
        >> projekty pzostały w sferze wstępnych planów.
        >
        > Niestety:(

        Niestety:(((

        >> Inną rzeczą jest, że
        >> ich konstrukcja przerosła możliwości techniczne epoki i pod wieloma
        >> względami wahadłowce nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Tym
        >> niemniej data pierwszego startu pozostanie kamieniem milowym w
        >> rozwoju załogowej atronautyki.
        >
        > Pokładane nadzieje były zbyt wielkie. Nikt nie obiecywał, że Columbia
        > poleci na Księżyc (pod tym względem Apollo to zdecydowanie lepszy
        > projekt). Ale niektórzy chyba w to wierzyli.

        Cóż, na etapie projektowania,raz że sobie zaoszczędzono, dwa wzięto pod uwagę nierealne założenia(że wszystko uda się z tym niedofinansowanym przedsięwzięciem robić jak z automatu, bezproblemowo), trzy sama koncepcja wahadłowca miała w sobie taką wadę, ze prawdę mówiąc była to taka sama rakieta jak inne, tyle że oprócz ładunku uzytecznego musiała taszczyć na orbitę kadłub i skrzydła
        co ograniczało tejże rakiecie wydajnośc i zmniejszało opłacalność.

        > Upadł komunizm. Rosjanie przyhamowali. Zrezygnowali z Burana. Wtedy
        > Amerykanie uznali, że można program kosmiczny traktować
        > minimalistycznie. I tak go traktują. Nowych pojazdów nie ma, a na
        > orbicie buduje się w ślimaczym tempie Mir2… właściwie to wcale
        > się nie buduje. Utrzymuje się tylko 2-osobową załogę nudzącą się
        > jak mopsy.

        To już nie kwestia promów tylko kulejącej organizacji.Gdyby nie cała histeria z powodu byle pianki, i przecenianie niebezpieczeństw to już dawno moznaby było sprawę stacji pozytywnie zakończyć.A tak to mamy niczym nieuzasadnioną histerię z powodu „zagrazającemu życiu załogi”, oraz „stabilności lotu wahadłowca w atmosferze”(zyjemy przecież w epoce fly-by-wire- wszak takie np. F-16 to w ogóle nie mają prawa do stabilnego lotu) kawałka śmiecia który zaplątał się między płytkami i medialny show z wyciaganiem owego kawałka.
        Deliberujemy sobie przez 2 lata nad potencjalnymi niebezpieczeństwami, płacząc w niebogłosy i nic sensownego właściwie nie robiąc.A jak juz lecimy to na orbitę zamiast modułów stacji lecą skarpetki(jakby Progressy nie radziły sobie z ich dostawą, co nam wmawiają).
        Wszak jak nie polecimy to możemy sobie gadać bez końca co może sie zdarzyć z wahadłowcem(ale szansa że sie zdarzy jest b.mała- a nikt nie pamięta bynajmniej że wahadłowcom mogą się przydarzyć inne nieprzyjemne zdarzenia oprócz odpadnięcia kawałka izolacji ze zbiornika).
        Do katastrofy Columbii wszystko było OK.Ale wg dzisiejszych standardów „niepotrzebnie ryzykowalismy”.Kogo za to posłać pod sąd?
        Jedno jest pewne załoga STS 107 miała WIELKIEGO pecha.Promy należy niewątpliwe zastąpić, poprawić ich wady.Ale nie zgadzam się z mysleniem, tak dzisiaj obecnym, że start promu to dla załogi „niemal” pewna śmierć.

      2. Jan Szturc    

        Statystyka nie przemawia za Sojuzami!

        >> Sojuzy przecież nie umywają się do nich jeśli idzie
        >> o komfort życia i pracy i zaawansowanie technologiczne.
        >
        > Ale zapewniają powrót na Ziemię w jednym kawałku.
        >

        Startów załogowych Sojuzów było do tej pory niespełna setka, a promów już sto kilkanaście. Pomijając drobniejsze, choć poważne awarie, to dwa starty Sojuzów skończyły się tragicznie, tyle samo co wahadłowców, choć tych drugich było więcej. Inna rzecz, że rzeczywiście dwa stracone Sojuzy (S 1 i S 11) przydarzyły się na początku ich kariery, w latach 1967-1971. Ale statystyka jak na razie przemawia za wahadłowcami.

  2. bart    

    Ciekawostki z histori STS1 — Z okazji 25 rocznicy pierwszego lotu wahadłowca nasa organizuje wiele sypozjów. Na jednym znich Robert Crippen przypomniał o ludziach, którzy jako pierwsi stracili życie w programie wahadłowców i nie była to wcale załoga Challenger’a. Otóż przed właściwym startem przeprowadzano wiele symulacji odliczań i startów – na wieży startowej przebywało wówczas jak dobrze pamiętam 7 ludzi w tym dwóch astronautów i 5 techników. jeden z techników nieumyślnie doprowadził do wycieku azotu (jak tłumaczył Crippen nie zauważył niedokręconego zaworu. Czterech techników straciło przytomność natychmiast – jeden zdążył jeszcze wezwać pomoc. Niestety dwóch z czterech techników nie udało się uratować.

    Natomiast John Joung (jak ktoś oglądał jego przemówienia – skąd ten człowiek ma tak niesamowite poczucie chumoru) mówił o innej równierz bardzo interesującej rzeczy. Otóż pięć lat temu przeglądając ponownie zdjęcia z lotu STS 1 wraz z inżynierami Nasa dowiedział że gorące gazy uszkodziły zawias klapy prawego podwozia. Było to widocznie na tyle późno w fazie wejścia w atmosferę że te gazy nie dostały się dalej do komory co oczywiście zakończyło by się katastrofą.

  3. Astronautyki Fan    

    Te rocznice to dobra okazja do refleksji nad astronautyka. — 45 lat to sporo czasu i wiele sie od tego czasu zdarzylo w astronautyce.Jednak teraz mamy do czynienia z pewnym zastojem,marazmem szczegolnie w dziedzinie lotow zalogowych.Czy astronauci Apolla 17 przypuszczali ,ze beda ostatnimi na ksiezycu w 20 wieku.Przeciez oni byli niemal pewni,ze do konca wieku ludzie wyprawia sie na Marsa.No coz jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniadze.Ekonomiczne uzasadnienie takiego lotu jest w zasadzie zadne.Pewna szansa na pobudzenie zalogowych lotow w glebsza przestrzen jest…kryzys paliwowy.W raz z kurczacymi sie zasobami ropy trzeba bedzie poszukac nowych zrodel energii i tu pomocny moze byc Ksiezyc.Jego Morza choc suche jak pieprz z braku wody pelne sa helu 3,a ten swietnie nadawalby sie do przyszlych reaktorow atomowych tzn.termojadrowych.To daloby ekonomiczna podstawe to lotow ksiezycowych,a ekonomia spowodowalaby ze bardziej zwawo zabrano by sie za opracowanie technologii mogacych spowodowac potanienie selenonautycznych eskapad.Jak wiadomo technologia potrzebna na dolecenie na Ksiezyc wystarczy tymbardziej by doleciec na orbite ,wiec i tu zrobiloby sie bardziej tlumnie.Dwie kwestie sa jednak zasadnicze dla tanszych lotow zalogowych:bardziej wydajny naped i lepsze,wytrzymalsze materialy budujace statki kosmiczne.Wiele jest koncepcji, ciekawa jest na przyklad koncepcja wirujacych lin miedzy Ziemia a Ksiezycem zaproponowana prze Aldrina.Nie wdajac sie w szcczegoly chodzi o zasade zachowania pedu i „lapania” statkow na jeden koniec liny.Warto rozwijac napedy jonowe,Vasimir,silnik Halla,magnetodynamiczny i oczywiscie jadrowy.Wszystkie te silniki jednakze nadaja sie wylacznie do uzycia w przestrzeni kosmicznej,gdyz maja za maly impuls wlasciwy(oproch jadrowego) czyli jak trzeba powoli rozpedzac statek kosmiczny to sa swietne bo dobrze wykorzystuja paliwo,ale robiac to miesiacami.Z Ziemi statek z takim silnikiem nie bylby sie w stanie podniesc.Jedynie silnik jadrowy podolalby takiemu zadaniu i to okolo 2 razy wydajniej niz chemiczny.Ale wyobrazcie sobie start rakiety z takim silnikiem z powierzchni ziemi,a juz nie daj boze katastrofe.Byc moze w sukurs przyjdzie zupelnie odmienne rozwiazanie problemu taniego dostania sie na orbite-mianowicie koncepcja windy kosmicznej.Gdyby to udalo sie zrealizowac to lot na orbite nie bylby wiele drozszy od lotu Jumbojeta przez Atlantyk.Tu jednak sa 3 trudne zagadnienia techniczne do rozwiazania:wytrzymalosc liny,naped wagonika,dostarczenie energii wagonikowi.Jednak pomysl wydaje sie obiecujacy.Kiedys motorem postepu w lotach zalogowych byl wyscig mocarstw,teraz po tych romantycznych czasach astronautyki zostaje tylko ekonomiczne uzasadnienie i Hel 3 na Ksiezycu nim jest.Bez tego nie ma co marzyc o lotach na Marsa bo albo za drogo,albo zbyt ryzykownie.Jak bedzie tanio to polecimy,a i ryzykownie nie bedzie,bo gdy lot na Ksiezyc bedzie niemal chlebem powszednim to czy Mars to juz takie nierealne?

    1. damazy miszczyszyn    

      przezorność zawsze się opłaca — witam!
      nie chcę wprowadzać fobii przed lotami ale czy przy uzyciu reaktorów jądrowych jest 100% pewność i wiara w niezawodność? w przypadku katastrofy skutki wiadome… co do silników jonowych to oczywiście w przyszłości chleb powszedni. A w winde to cos czuje ze jakoś kruchy pomysł. Może bym musiał przeczytać jakiś artykuł by się do tej koncepcji przychylić. A co do załogowego lotu na Marsa to jeszcze długo nie… póki nie skonstruują jakiegoś szybszego, bezpiecznego wehikułu nie ma co gadać. Za 30 lat odświeżę ten temat 😉
      pozdrawiam!

      1. Astronautyki Fan    

        PARADOKS !!!Odnosnie lotu zalogowego na Marsa. — Dostrzegam tu pewien paradoks.Otoz,wydaje mi sie ,ze im szybciej tam polecimy tym wieksza szansa,ze wogole tam polecimy.Zapytacie dlaczego?Juz teraz widac tendencje do zastepowania lotow zalogowych bezzalogowymi,poniewaz sa tansze,nie narazaja zycia ludzkiego a zakres badan jakie moga wykonac jest coraz wiekszy.I stad paradoks,bo obecnie czlowiek bylby w stanie duzo lepiej eksplorowac Marsa niz najbardziej wymyslne roboty.Ale wraz z postepem technicznym stanie sie to juz nie tak oczywiste.Byc moze za 20 lat z punktu widzenia zyskow naukowych wysylanie czlowieka na czerwona planete nie bedzie mialo sensu,a tymbardziej za 30 czy 40 lat.I zanim zdarzymy tam poleciec roboty beda w tym lepsze od nas i nigdy zaden czlowiek tam nie stanie.Chociaz kto wie?…

        ps.zapraszam do dyskusji

        1. Fallen    

          czy aby na pewno…? — Roboty można zaprogramować tak, by były skrupulatne, wydajniejsze, bezkonfliktowe, podczas gdy ludzie pozostaną krusi, słabi wobec nieprzewidywalnych nagłych wypadków. Ale człowiek ma coś, co nieprędko będzie można nauczyć roboty, a co jest kluczem w eksploracji świata i w dokonywaniu nowych odkryć.

          Ciekawość łamniąca bariery zdrowego rozsądku.

        2. Astronautyki Fan    

          Zgadzam sie — Nie twierdze,ze roboty zastapia czlowieka w zdolnosciach analitycznych,gdyz wyniki badan wykonane przez automaty beda analizowane przez ludzi tak jak ma to miejsce obecnie.Mnie chodzi tylko o to ze przyszle roboty beda zdolne do sprawniejszego poruszania sie w terenie,bardziej inteligentnego unikania zagrozen,wiekszych umiejetnosci ekplorowania otoczenia.Beda zdolne zrobic wszystko to co zrobilby czlowiek osobiscie,jednakze bez mozliwosci rozumnej interpretacji tego co zrobily.Troche beda przypominac tresowane zwierzeta,ktore zrobia co im czlowiek kaze wykazujac nawet pewien stopien inteligencji w osiaganiu celu,jednakze bez refleksji nad tym dlaczego i po co im to czlowiek kazal.Juz wspolczesne laziki potrafia z pewna mala doza inteligencji poruszac sie w terenie analizujac obrazy i omijajac co wieksze kamienie lub nie wjezdzajac na zbyt strome zbocza.Wystarczy by roboty byly w pewnym stopniu autonomiczne w osiaganiu celu,ale nie trzeba by to one te cele sobie wyznaczaly.Obrazowo i upraszczajac mowiac, jezeli przyszlemu robotowi marsjanskiemu powiem idz do najblizszego wzgorza i podnies wskazany kamien to on to zrobi nie pytajac mnie jak,ani nie bede mu musial „mowic”jak omijac przeszkody w drodze do celu.I to w polaczeniu z dobrymi zdolnosciami „manualnymi” zupelnosci wystarczy by zastapic czlowieka.

        3. damazy miszczyszyn    

          Dlaczego… — wysyłanie ludzi za dłuższy okres czasu nie będzie miało sensu? Roboty wykonują pracę, w którą trudno by angażować człowieka (badanie ruchów tektonicznych, zawartość atmosfery, obecność wody, etc.). Wysłanie człowieka na Marsa odbędzie się prędzej czy później, jednak sądzę, że technika musi pójść jeszcze krok naprzód, aby wszystko przebiegło tak, jak będą wskazywały plany. Być może wysłanie człowieka już jest możliwe, ale rzucanie ludzkim losem nie jest takie proste. I znów nie chcę tu negować za wszelką cenę tego pomysłu, ale ktoś daje rozkaz ( a raczej jest to grupa ludzi) i ktoś ponosi odpowiedzialność. Jeżeli cała robotyka posunie się naprzód, to nie przeszkodzi to w wysłaniu człowieka na Marsa. W takim wypadku po co wysyła się ludzi na orbity, jeżeli równie dobrze można by zaprojektować robota, który by prowadził te same badania (no może z wyjątkiem wpływu stanu nieważkości na org. ludzki, gdzie astronauta sam na sobie testuje). Byłoby to tańsze w utrzymaniu (nie byłoby trzeba wysyłać ludzi).
          pozdrawiam!

        4. Marcin    

          Fallen – świetnie to ująłeś!

          > Ciekawość łamniąca bariery zdrowego rozsądku.

          W pełni się zgadzam z tezą Fallena. Podobne dyskusje pt. „Ludzie czy roboty” odbywały się na tym forum już nie raz i nie dwa. Wypowiadałem się wtedy na ten temat i nie chciałbym się powtarzać, ale w ekstremalnym skrócie powiem może coś takiego – osoby twierdzące, że roboty będą w stanie zastąpić kiedyś człowieka, kompletnie nie rozumieją sensu i istoty szeroko rozumianej eksploracji kosmosu. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

    2. Oskar.K    

      Trzy grosze

      > 45 lat to sporo czasu i wiele sie od tego czasu zdarzylo
      > w astronautyce.Jednak teraz mamy do czynienia z pewnym
      > zastojem,marazmem szczegolnie w dziedzinie lotow zalogowych.Czy
      > astronauci Apolla 17 przypuszczali ,ze beda ostatnimi na ksiezycu w
      > 20 wieku.Przeciez oni byli niemal pewni,ze do konca wieku ludzie
      > wyprawia sie na Marsa.No coz jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi
      > o pieniadze.Ekonomiczne uzasadnienie takiego lotu jest w zasadzie
      > zadne.Pewna szansa na pobudzenie zalogowych lotow w glebsza
      > przestrzen jest…kryzys paliwowy.W raz z kurczacymi sie zasobami
      > ropy trzeba bedzie poszukac nowych zrodel energii i tu pomocny moze
      > byc Ksiezyc.Jego Morza choc suche jak pieprz z braku wody pelne
      > sa helu 3,a ten swietnie nadawalby sie do przyszlych reaktorow
      > atomowych tzn.termojadrowych.To daloby ekonomiczna podstawe to lotow
      > ksiezycowych,a ekonomia spowodowalaby ze bardziej zwawo zabrano
      > by sie za opracowanie technologii mogacych spowodowac potanienie
      > selenonautycznych eskapad.

      Nawet jeśli jest to ekonimicznie opłacalne to prawdopodobnie są rzeczy opłacalniejsze…

      > Jak wiadomo technologia potrzebna na
      > dolecenie na Ksiezyc wystarczy tymbardziej by doleciec na orbite
      > ,wiec i tu zrobiloby sie bardziej tlumnie.Dwie kwestie sa jednak
      > zasadnicze dla tanszych lotow zalogowych:bardziej wydajny naped
      > i lepsze,wytrzymalsze materialy budujace statki kosmiczne.Wiele
      > jest koncepcji, ciekawa jest na przyklad koncepcja wirujacych lin
      > miedzy Ziemia a Ksiezycem zaproponowana prze Aldrina.Nie wdajac sie
      > w szcczegoly chodzi o zasade zachowania pedu i „lapania” statkow
      > na jeden koniec liny.Warto rozwijac napedy jonowe,Vasimir,silnik
      > Halla,magnetodynamiczny i oczywiscie jadrowy.Wszystkie te
      > silniki jednakze nadaja sie wylacznie do uzycia w przestrzeni
      > kosmicznej,gdyz maja za maly impuls wlasciwy(oproch jadrowego)

      Właśnie że mają bardzo duzy impuls właściwy(czyli innymi słowy wydajność).Piszesz tu o ich mocy.Zresztą moc silników elektrycznych jest proporcjonalna do mocy zasilania- a jak wiadomo baterie słoneczne nie są najwydajniejszym źródłem prądu.

      > czyli jak trzeba powoli rozpedzac statek kosmiczny to sa swietne bo
      > dobrze wykorzystuja paliwo,ale robiac to miesiacami.Z Ziemi statek
      > z takim silnikiem nie bylby sie w stanie podniesc.Jedynie silnik
      > jadrowy podolalby takiemu zadaniu i to okolo 2 razy wydajniej niz
      > chemiczny.Ale wyobrazcie sobie start rakiety z takim silnikiem z
      > powierzchni ziemi,a juz nie daj boze katastrofe.

      Katastrofę też możnaby sobie wyobrazić.Jak wiadomo, Sowieci wysyłali na orbitę satelity zasilane reaktorem jadrowym(RORSATY).Jeden z owych RORSATÓW w 1978r. rozleciał się w atmosferze nad Kanadą(sowiecki atak nuklearny na państwo NATO;-))I o dziwo, miski grizzly i producenci zrobotyzowanego ramienia nadal żyją… Zresztą można zadać pytanie co jest groźniejsze: kilka kilogramów uranu/plutonu, czy kilkaset ton trujacej hydrazyny.Nawet jeśli po starcie z Canaveral doszłoby do awarii, materiał rozszczepialny skończyłby w Atlantyku.Na dnie mórz i oceanów leży niejedna zgubiona bomba jądrowa i reaktor z zatopionej atomowej łodzi podwodnej.Jest to dużo więcej niz można zgubic podczas startu.I jakoś mało kto się tym przejmuje…

      > Byc moze w sukurs
      > przyjdzie zupelnie odmienne rozwiazanie problemu taniego dostania
      > sie na orbite-mianowicie koncepcja windy kosmicznej.Gdyby to udalo
      > sie zrealizowac to lot na orbite nie bylby wiele drozszy od lotu
      > Jumbojeta przez Atlantyk.Tu jednak sa 3 trudne zagadnienia techniczne
      > do rozwiazania:wytrzymalosc liny,naped wagonika,dostarczenie energii
      > wagonikowi.

      No właśnie…

      > Jednak pomysl wydaje sie obiecujacy.Kiedys motorem postepu
      > w lotach zalogowych byl wyscig mocarstw,teraz po tych romantycznych
      > czasach astronautyki zostaje tylko ekonomiczne uzasadnienie i Hel 3
      > na Ksiezycu nim jest.
      Patrz wyżej.Moim zdaniem głównym motorem jest jednak pasja poznawcza.
      > Bez tego nie ma co marzyc o lotach na Marsa bo
      > albo za drogo,albo zbyt ryzykownie.Jak bedzie tanio to polecimy,a
      > i ryzykownie nie bedzie,bo gdy lot na Ksiezyc bedzie niemal chlebem
      > powszednim to czy Mars to juz takie nierealne?

      1. Astronautyki Fan    

        Silnik atomowy.Dobry ale… — Rzeczywiscie maly blad rzeczowy z tym impulsem wlasciwym.Dzieki za korekte.Odnosnie silnikow atomowych to uwazam,ze nie nadaja sie one do startu z powierzchni Ziemi,choc swietnie nadaja sie do pracy w przestrzeni kosmicznej.Koledze Oskarowi chodzi o satelite ktory spadl na teren Kanady a byl napedzany silnikiem atomowym.Zgoda.Nie jestem przeciwnikiem napedzania statkow silnikami atomowymi w samym kosmosie jak rowniez zabierania reaktorow jako zrodla energii w przestrzeni kosmicznej,bo gdy lot przebiega planowo to absolutnie nie ma zadnego skazenia na powierzchni Ziemi.Ale rakieta napedzana takim silnikiem a starujaca z powierzchni Ziemi bylaby zrodlem takiego skazenia.Gaz roboczy czyli najpewniej wodor przechodzac przez rozgrzane prety paliwowe wykonane z uranu lub innego pierwiastka promienotworczego ,uleglby skazeniu a poza tym”wydarlby” jakies fragmenty na zewnatrz tak jak to ma miejsce w czasie startu klasycznej rakiety,gdzie gorace gazy spalinowe zawieraja sporo np.zelaza w dysz silnika.Oczywiscie radioaktywny pyl opadlby na okolice i byloby pol biedy gdyby start takiej rakiety odbyl sie jeden jedyny raz,byc moze dalo by sie uspokoic opinie publiczna.No ale co by sie stalo gdybysmy zapragneli czestszych startow takich atomowych rakiet?Oczywiscie w takim silniku wymiana ciepla moze sie odbywac bezposrednio czyli ten sam wodor ktory oplywa prety paliwowe uchodzi dysza i daje ciag lub z posrednio z wymiennikiem ciepla.To pierwsze rozwiazanie jest prostsze a silnik bylby mniej skomplikowany,lzejszy,wydajniejszy,mniej kosztowny ale „brudny”.To drugie rozwiazanie to „czysty” silnik ale nie posiadajacy wymienionych zalet a to powodowaloby,ze tracilby swoje glowne atuty w stosunku do silnika chemicznego.Taki czysty silnik bylby moze dobry do napedu samolotu,ale do rakiety bylby za ciezki i zbyt skomplikowany.W kosmosie natomiast bez problemu mozna stosowac „brudny”silnik korzystajac z wszystkich jego zalet.Sensowne wydaje sie w przypadku np.wyprawy marsjanskiej zaopatrzyc stopien rakiety rozpedzajacy statek z orbity na trajektorie miedzyplanetarna w silnik atomowy.Taki silnik moglby byc uzyty rowniez do startu powierzchni Marsa i jego orbity do drogi powrotnej. Zaoszczedziloby to przede wszystkim czas,a jak czas to i mase potrzebna na wieksze zapasy,a jak mase i czas to i miliardy dolarow.Wiec na Marsa z silnikami atomowymi,ale na orbite ziemska ciagle ze starymi dobrymi silnikami chemicznymi.

        1. Marcin    

          Czy ktoś mówił tu coś o silnikach jądrowych?

          > Odnosnie silnikow atomowych to uwazam,ze nie nadaja sie one
          > do startu z powierzchni Ziemi,choc swietnie nadaja sie do pracy w
          > przestrzeni kosmicznej.

          Do tego problemu odniosłem się niżej.

          > Koledze Oskarowi chodzi o satelite ktory spadl
          > na teren Kanady a byl napedzany silnikiem atomowym.Zgoda.

          Koledze Oskarowi chodziło o radioizotopowy generator termoelektryczny (ang. Radioisotope Thermoelectric Generator, czyli w skrócie RTG) odpowiedzialny za wytwarzanie energii elektrycznej potrzebnej do pracy takiego satelity. Dodam, że taki generator wykorzystuje silnie radioaktywny pluton 238. Do tej pory nie zostało wyniesione w kosmos żadne urządzenie, które byłoby napędzone przez silnik jądrowy ex definitione (ani przez termiczny silnik jądrowy, ani przez silnik jonowy, tudzież plazmowy, zasilany przez prądotwórczy reaktor jądrowy czy też termoelektryczny generator radioizotopowy). Nie wiem czy myślę o tym samym incydencie o którym wspomniał Oskar (bo nie pamiętam jaki to dokładnie był satelita), w każdym razie faktem jest, że kiedyś nie powiodła się próba wyniesienia satelity zasilanego przez RTG. Urządzenie to prawie całkowicie spłonęło w atmosferze. Piszę „prawie”, bo ocalała tylko jedna część tego satelity, a mianowicie… generator RTG, który, co ciekawe, został wyremontowany i zainstalowany na innym urządzeniu, które tym razem z powodzeniem wystrzelono na orbitę. Chyba jednak nie chodzi mi o to samo wydarzenie o którym napisał Oskar, bo z tego co pamiętam, to wspomniany generator RTG wpadł do oceanu. Generalnie zgadzam się z tym, co napisał Oskar – demonizowanie przez niektórych rozhisteryzowanych nieuków wszelkich urządzeń wykorzystujących energię jądrową jest delikatnie mówiąc zupełnie niepotrzebne.

          > Nie jestem
          > przeciwnikiem napedzania statkow silnikami atomowymi w samym kosmosie
          > jak rowniez zabierania reaktorow jako zrodla energii w przestrzeni
          > kosmicznej,bo gdy lot przebiega planowo to absolutnie nie ma zadnego
          > skazenia na powierzchni Ziemi.Ale rakieta napedzana takim silnikiem
          > a starujaca z powierzchni Ziemi bylaby zrodlem takiego skazenia.

          Jesteś tego pewien??? Gdzie to wyczytałeś, albo kto Ci to powiedział drogi kolego? Tylko mi nie odpisuj, że powiedział Ci to jakiś debil z Greenpeace’u (już dawno straciłem resztki szacunku dla ludzi z tej organizacji). Nigdy nie ulegaj fałszywej propagandzie tych zakłamanych, nawiedzonych, obłudnych, niedouczonych i zacietrzewionych kretynów. Wszystko co mówią te oszołomy na temat dowolnego zagadnienia związanego z energią jądrową, to jedna, wielka, cyniczna manipulacja. Przepraszam, że tak ostro, ale dzisiaj, w prasie lokalnej, przeczytałem kolejny kretyński tekst napisany przez jakiegoś debila, dotyczący tego, co stało się w Czernobylu dwadzieścia lat temu.

          > Gaz
          > roboczy czyli najpewniej wodor przechodzac przez rozgrzane prety
          > paliwowe wykonane z uranu lub innego pierwiastka promienotworczego
          > ,uleglby skazeniu a poza tym”wydarlby” jakies fragmenty na zewnatrz
          > tak jak to ma miejsce w czasie startu klasycznej rakiety,gdzie gorace
          > gazy spalinowe zawieraja sporo np.zelaza w dysz silnika.Oczywiscie
          > radioaktywny pyl opadlby na okolice i byloby pol biedy gdyby start
          > takiej rakiety odbyl sie jeden jedyny raz,byc moze dalo by sie
          > uspokoic opinie publiczna.No ale co by sie stalo gdybysmy zapragneli
          > czestszych startow takich atomowych rakiet?Oczywiscie w takim silniku
          > wymiana ciepla moze sie odbywac bezposrednio czyli ten sam wodor
          > ktory oplywa prety paliwowe uchodzi dysza i daje ciag lub z posrednio
          > z wymiennikiem ciepla.To pierwsze rozwiazanie jest prostsze a silnik
          > bylby mniej skomplikowany,lzejszy,wydajniejszy,mniej kosztowny ale
          > „brudny”.To drugie rozwiazanie to „czysty” silnik ale nie posiadajacy
          > wymienionych zalet a to powodowaloby,ze tracilby swoje glowne atuty
          > w stosunku do silnika chemicznego.Taki czysty silnik bylby moze
          > dobry do napedu samolotu,ale do rakiety bylby za ciezki i zbyt
          > skomplikowany.W kosmosie natomiast bez problemu mozna stosowac
          > „brudny”silnik korzystajac z wszystkich jego zalet.

          Oj, oj, drogi kolego, trochę zapętliłeś, ale w ogólnych zarysach Twoje rozumowanie jest w miarę poprawne. Nie będę się powtarzał. Po prostu zaproponuję Ci zapoznanie się z moim (i nie tylko z moim) wcześniejszym tekstem na ten temat:

          http://forum.astronet.pl/index.cgi?2021#n000000000000000002000

          W uzupełnieniu powiem Ci coś. Wtedy, ponad trzydzieści lat temu, w trakcie realizacji programu NERVA, faceci, którzy testowali termiczne silniki jądrowe, po każdym teście takiego silnika, podchodzili do niego i go oglądali. Potem rozbierano te silniki i poddawano szczegółowej analizie. Faceci, którzy to wtedy robili, w znakomitej większości żyją do dzisiaj i cieszą się bardzo dobrym zdrowiem. Jak zapewne się domyślasz, panowie ci są już w dość podeszłym wieku. To smutne, że za jakiś czas, wraz z odejściem tych ludzi z tego świata, zaniknie bardzo cenne doświadczenie, jakie nabyto w czasie budowy i testowania tych silników. Wszystkiego będziemy musieli uczyć się od nowa. Niestety – historia płata czasami i takiego figla. Reasumując – gazy wylotowe termicznych silników jądrowych są radioaktywne, ale w bardzo niewielkim i akceptowalnym stopniu. Gdybyś kiedyś testował sobie na świeżym powietrzu taki silnik jądrowy (wyobraź to sobie – środek lata, wspaniałe słońce, cieplutko, leciutki wiaterek, ptaszki ćwierkają, motylki fruwają i do tego wszystkiego PRACUJĄCY PEŁNĄ PARĄ TERMICZNY SILNIK JĄDROWY o sile ciągu powiedzmy dwóch milionów niutonów. Hmm, coś pięknego… Marzenia…;-) i gdybyś podszedł do tego silnika (oczywiście nie wtedy, gdy pracuje!), to zapewniam Cię – nic złego by Ci się nie stało. Dostał byś najwyżej parę remów i tyle. Tylko by Ci to na zdrowie wyszło.

          > Sensowne wydaje
          > sie w przypadku np.wyprawy marsjanskiej zaopatrzyc stopien rakiety
          > rozpedzajacy statek z orbity na trajektorie miedzyplanetarna w silnik
          > atomowy.Taki silnik moglby byc uzyty rowniez do startu powierzchni
          > Marsa i jego orbity do drogi powrotnej. Zaoszczedziloby to przede
          > wszystkim czas,a jak czas to i mase potrzebna na wieksze zapasy,a
          > jak mase i czas to i miliardy dolarow.

          Hmm. Jakie to proste, logiczne i oczywiste. Szkoda tylko, że decydenci w USA nie patrzą na to w ten sposób. Wszystko przez to, że najważniejsza jest tzw. „opinia publiczna”. Niestety – opinia ta kształtowana jest w większości przez zorganizowane bandy niedouczonych pseudoekologów. I w ten sposób zawsze wrócimy do punktu wyjścia. O tych pseudoekologach też już kiedyś pisałem.

          Na zakończenie polecam Ci mój bardzo stary tekst o zagrożeniach związanych z promieniowaniem podczas załogowej wyprawy na Marsa:

          http://forum.astronet.pl/index.cgi?423#n001000000

          Proponuję Ci również zapoznanie się z zawartością witryny http://www.nuclearspace.com Znajdziesz tam mnóstwo materiałów (filmy, zdjęcia, artykuły) dotyczących wykorzystania reaktorów jądrowych w kosmosie. Dowiesz się tam między innymi tego, że, jak je sam określasz „brudne” termiczne silniki jądrowe, wcale nie są aż takie brudne. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

        2. Astronautyki Fan    

          Atomowy silnik w locie na Marsa-pomysly i pytania. — Drogi kolego!!!
          Widze,ze jestes entuzjasta atomowych silnikow rakietowych…I slusznie!Bo ja tez zaliczam sie do takich,choc bylbym troche bardziej ostrozny odnosnie uzywania tych silnikow blisko powierzchni Ziemi.Nie lubie podobnie jak Ty ekstremizmu ekologicznego,choc jestem jak najbardziej za dbaniem o nasza planete,lecz tak by nie stawalo to jakos drastycznie na drodze postepu.A tak naprawde postep sluzy ekologii.Prosty przyklad samochod 50 lat temu a dzis-reszte mozesz sobie dopowiedziec.To prawda,ze chemiczny silnik rakietowy nie jest wystarczajacy jako naped do tak wielkiego przedwsiewziecia jak zalogowy lot marsjanski.Oczywiscie mozna kombinowac z koncepcja produkcji paliwa na marsie i nawet calkiem sprytny jest ten pomysl.Choc jeszcze sprytniejsze byloby wyprodukowanie czynnika roboczego dla atomowego silnika rakietowego na Marsie.O ile wiem najlepszym czynnikiem roboczym do takiego silnika jest wodor.Choc ogolnie wiadomo jak kaprysny jest to pierwiastek w zwiazku z przechowywaniem go.Wodor rzecz jasna trzeba wyprodukowac z wody,a ta jak wiadomo jest na Marsie choc w niezbyt wielkiej obfitosci.Dzieki temu ze mamy na orbicie Marsa az 4 sztuczne satelity ,mysle ze znalezienie dogodnego miejsca do ladowania w aspekcie wody jest realne.Szczegolne zaslugi moze tu przyniesc niedawno wprowadzona na orbite marsjanska sonda Mars Reconaiscance Orbiter,najlepiej w historii naszpikowana urzadzeniami badawczymi sonda marsa.W koncepcji Zubrina produkcji paliwa na Marsie a konkretnie metanu na potrzeby silnika chemicznego pojawia sie pomysl by statek na drogee powrotna wyslac 2 lata przed statkiem z zaloga po to by wyprodukowac w tym czasie paliwo.W momencie startu z Ziemi zaloga wiedzialaby ze czeka na nia napelniony paliwem statek na droge powrotna.Jest to w gruncie rzeczy sluszne rozumowanie.Lecz gdyby tym paliwem byl nie metan a wodor to zanim zaloga chcialaby wystartowac do lotu do domu to wodor moglby zniknac rozpuszczajac sie w metalu z ktorego zbudowany jest zbiornik paliwa i wyparowujac.Rozwiazaniem byloby wyprodukowanie wodoru na krotko przed startem,ale to rozwiazanie jest ryzykowne bo co gdyby na czas nie udalo sie tego zrobic lub wogole nie dalo sie tego zrobic.A byc moze moje dywagacje sa zbedne i czynnikiem roboczym w silniku atomowym moglby zostac inny gaz,miejmy nadzieje ze latwo dostepny na Marsie.Domyslam sie ze raczej gaz-pierwiastek a nie zwiazek chemiczny.Moze kolega ,jak widac obeznany w tej tematyce,wypowiedzialby sie na temat mojego pomyslu i tego czy i ,jesli tak ,jaki gaz moze byc czynnikiem roboczym w silniku jadrowym zamiast wodoru i czy jego wlasnosci istotne ze wzgledu na parametry silnika nie ogranicza jego zastosowania lub wogole pozbawia sensu uzycie go w tym celu?Bede wdzieczny za odpowiedz.

        3. Oskar.K    

          Mistrz wodór — Wodór to najprostszy i najlżejszy pierwiastek-i dlatego jest najlepszym paliwem.Zasada działania silnika jadrowego jest prosta jak z bicza strzelił:podgrzewamy gaz i pakujemy do parabolicznej dyszy, by wylatywał w jedną stronę.Temperatura to pomnożona przez stały współczynnik energia kinetyczna statystycznej cząsteczki.Przy identycznej temperaturze wyższą prędkość(pamiętaj wzór Ciołkowskiego: V=vln(M/m)!, gdzie V to końcowa prędkość rakiety ,M/m stosunek mas pełngo i pustego po zużyciu paliwa statku, a v prędkość gazów wylotowych z dyszy) ma cząstka o mniejszej masie( mv^2/2!).
          Tak więc wodór, a nie np. amoniak.

        4. Oskar.K    

          Chodziło mi o… — RORSATY były zasilane PRAWDZIWYMI ,uranowymi reaktorami jądrowymi.
          Odnośnik:http://www.daviddarling.info/encyclopedia/R/RORSAT.html

        5. Marcin    

          Obustronne nieporozumienie. — Na początku przeczytaj sobie to kolego:

          http://pl.wikipedia.org/wiki/RORSAT

          Przyznaję, że pierwsze zdanie było zupełnie niepotrzebne, ale w trzecim zdaniu napisałem wyraźnie, że do tej pory „nie zostało wyniesione w kosmos żadne urządzenie, które byłoby napędzane przez silnik jądrowy ex definitione (ani przez termiczny silnik jądrowy, ani przez silnik jonowy, tudzież plazmowy, zasilany przez prądotwórczy reaktor jądrowy czy też termoelektryczny generator radioizotopowy)”, i podtrzymuję to w całości. Satelity RORSAT były wynoszone na orbitę przy pomocy KLASYCZNYCH SILNIKÓW CHEMICZNYCH, a nie przy pomocy silników jądrowych, bo tak jak napisałem wcześniej (repetitio est mater studiorum) żaden kraj, w żadnym czasie i w żadnym miejscu nie wysyłał w kosmos urządzeń napędzanych przez silnik Z DEFINICJI jądrowy. Reaktor zainstalowany na satelitach RORSAT służył tylko i wyłącznie do zasilania urządzeń zainstalowanych na ww. satelitach. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

        6. Oskar.K    

          Nic takiego nie napisałem — Napisałem że RORSATY były ZASILANE reaktorem jądrowym, a nie wynoszone na orbitę z pomocą tych silników.Jakbyś znalazł gdzieś inaczej, daj mi, proszę znać.Mniejsza zresztą z tym my tu przecież rozmawiamy o skazeniu z rozwalonego reaktora- nie ma tu znaczenia czy wchodzi on w skład silnika czy nie.

        7. Marcin    

          Pełna zgoda. — Racja – dajmy już sobie z tym spokój. Jeśli chodzi generalnie o cały temat, to nie ma to większego znaczenia.

          Serdecznie pozdrawiam, Marcin

          Ps. Do Astronautyki Fana – Wkrótce, jeśli uda mi się wygospodarować nieco więcej wolnego czasu, odpowiem na Twoje pytanie. Muszę najpierw zajrzeć do paru źródeł i przypomnieć sobie kilka kwestii związanych przede wszystkim z projektami typu NIMF. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

  4. bart    

    ISS to nie hotel 🙂

    >Utrzymuje się tylko 2-osobową załogę nudzącą się jak mopsy.

    Harmonogram zajęć dwuosobowej stacji jest bardzo napięty i nudzenie się jest raczej ostatnią rzeczą na jaką mogli by sobie pozwolić. Czas przeznaczony na badania naukowe udało się wydłużyć z 9 godzin tygodniowo do 13-14 godzin tygodniowo w czasie pobytu na stacji expedition 12th. Ten czas zostanie oczywiście zwielokrotniony kiedy do dwóosobowej załogi dołączy niemiecki astronauta, który wybiera się tam z misją STS 121 w lipcu tego roku.

Komentarze są zablokowane.