Około kwadransa przed 21:00 czasu środkowoeuropejskiego sonda InSight weszła w marsjańską atmosferę. Był to początek najdłuższych sześciu i pół minut, jakie przeżył zespół koordynujący misję. Do tej pory Stany Zjednoczone były jedynym krajem, który bezpiecznie sprowadził sondę na powierzchnię czerwonej planety i to aż siedmiokrotnie. Misje innych krajów kończyły się fiaskiem, a najwięcej problemów sprawiało właśnie lądowanie. Ze względu na opóźnienie w transmisji danych niemożliwe jest kontrolowanie misji bezpośrednio, dlatego musiały się tym zająć całkowicie autonomiczne komputery na pokładzie statku. Jest to nie lada wyzwanie, gdyż wiele rzeczy może pójść nie tak, kończąc tym samym całą misję. Sonda została jednak wykonana niesamowicie starannie, co dawało nadzieję naukowcom. Wszystko szło jak po maśle – sonda wzięła odpowiednie poprawki na pogodę na Marsie, przetrwała wysokie temperatury podczas hamowania w atmosferze, jej spadochrony uruchomiły się prawidłowo, radar odmierzający odległość od powierzchni sprawdził się znakomicie i wszystkie silniki sprawnie się uruchomiły. Zespół był podekscytowany każdym elementem układanki, który zadziałał. Po odłączeniu lądownika salę wypełniła cisza przerywana jedynie aktualizacjami wysokości nad powierzchnią planety. Została ona przerwana o godzinie 11:52:59 PST czy też 20:52:59 czasu polskiego, gdy po usłyszeniu słów „lądowanie potwierdzone” cała sala wypełniła się okrzykami szczęścia. Nie był to jednak koniec, gdyż całe lądowanie byłoby na nic, gdyby doszło do awarii paneli słonecznych zasilających misję. To się jednak nie wydarzyło, a para paneli, każdy o rozmiarze 2,2 metra, rozpoczęła ładowanie baterii. Lądowanie można ponownie przeżyć wraz z zespołem naukowców tutaj.

Na obrazku widzimy powierzchnię Marsa w miejscu lądowania sondy tuż po lądowaniu. Liczne kropki to pył pozostały na obiektywie po dotknięciu powierzchni planety.

Misja jest planowana na okres dwóch lat, podczas których głównym zadaniem sondy oraz wchodzących w jej skład urządzeń będzie zbieranie informacji na temat geologii Marsa, dzięki którym będziemy mogli poszerzyć naszą wiedzę na temat jego aktywności sejsmicznej oraz procesu formowania się planet skalistych. Do tej pory misje badały jedynie jego powierzchnię, ale InSight dokładniej przyjrzy się również samym skałom. Wśród instrumentów badawczych znajduje się sejsmometr SEIS badający aktywność tektoniczną, natomiast HP3, zwany również Kretem, jest rewolucyjnym urządzeniem zaprojektowanym i skonstruowanym przez polską firmę Astronika we współpracy z licznymi polskimi placówkami badawczymi, którego zadaniem będzie wkopanie się na głębokość około pięciu metrów i zbadanie temperatury planety, aby dowiedzieć się, jak gorące jest jej wnętrze. Urządzenie RISE na podstawie anomalii w obrotach Marsa pozwoli naukowcom ustalić, jak bardzo płynna jest jego centralna część. Połączenie tych informacji umożliwi nam w zupełnie nowy sposób spojrzeć na strukturę planet skalistych w Układzie Słonecznym.

Warto pamiętać, że chociaż NASA jest głównym wykonawcą, to projekt powstał w wyniku współpracy państw z całego świata. W przygotowaniach brały udział instytuty z Francji, Niemiec, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii oraz Polski. Kret nie jest jedynym polskim akcentem w tej misji, gdyż Jerzy Gregorczuk z Astroniki pełni funkcję „co-investigator” misji NASA. Już wcześniej zdobył doświadczenie, projektując penetrator MUPUS dla misji Rosetta – pierwszej wysłanej w kierunku komety. Nie jest to ostatnie wystąpienie Polski na arenie kosmicznej w tym roku, bo oczekujemy na wystrzelenie na orbitę polskiego PW-Sat2 oraz polsko-fińskiego CEYE-X2, a także satelity ESEO/S-50 pod zwierzchnictwem Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Źródła:

Autor

Paweł Sieczak