Zdjęcie w tle: Polaris Program / John Kraus

Crew Dragon „Resilience” wodował w Zatoce Meksykańskiej już przeszło miesiąc temu. To jednak nie był koniec misji; pięciodniowy pobyt na orbicie był kulminacją dwóch lat przygotowań, a jego uczestników czeka jeszcze kilka tygodni sprawozdań, raportów technicznych i szczegółowej analizy post-factum.

Polaris Dawn jest zaledwie jedną z trzech zaplanowanych misji w ramach programu Polaris. Ukoronowaniem całego przedsięwzięcia ma być dziewiczy załogowy lot rakiety Starship i boostera Super Heavy – duetu, za pomocą którego Elon Musk docelowo zamierza wysłać człowieka na Marsa. Tymczasem SpaceX koncentruje się na zamknięciu pierwszego rozdziału tej historii. Na realizację kolejnych punktów programu będzie trzeba cierpliwie czekać.

„Naprawdę musimy zrozumieć wszystko, co zrobiliśmy tu dobrze i to, co mogło być pójść lepiej, rzeczy, które nam nie wyszły i które moglibyśmy z pewnością poprawić, zanim w ogóle dotrzemy do ogromu możliwości drugiej misji” – stwierdził Jared Isaacman, dowódca i główny sponsor Polaris Dawn.

Ważną część misji stanowiła próba nowych skafandrów kosmicznych, od początku do końca zaprojektowanych i wyprodukowanych przez SpaceX. Dotyczące ich plany Muska są ambitne i dalekosiężne. Jak można przeczytać na oficjalnej stronie Polaris Program, „rozwój tego skafandra i wykonywanie spacerów kosmicznych będą ważnymi krokami w stronę dającego się przeskalować projektu dla przyszłych długoterminowych misji, kiedy życie stanie się międzyplanetarne”. W przeciwieństwie do czterdziestoletniego modelu używanego przez NASA, został on stworzony z myślą o masowej produkcji.

Zarówno sprawdzian, jakim był dla rzeczonych skafandrów spacer w próżni, jak i bezzałogowe loty Starshipa to elementy bardziej rozległej układanki. Jeśli wierzyć SpaceX-owi i innym prywatnym przedsiębiorstwom kosmicznym, testowane obecnie technologie mają sprawić, że komercyjne podróże na orbitę opuszczą karty powieści science fiction i staną się ogólnodostępne, a przy tym stosunkowo niedrogie.

Inna, mniej wzniosła kwestia, to sposób powrotu na Ziemię. Od przyszłego roku boostery, rakiety i kapsuły załogowe programu Polaris wodować będą na Pacyfiku, kilkadziesiąt kilometrów od Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Dotychczas poszczególne części misji odzyskiwano w Zatoce Meksykańskiej, niedaleko Cape Canaveral, ale nad wygodą przeważyło bezpieczeństwo: Floryda to gęsto zaludniony stan, a jeden z ruchomych segmentów Crew Dragona (swoisty „bagażnik” wyposażony w panele słoneczne i zawierający systemy lotu orbitalnego) nie spalił się całkowicie podczas wejścia w atmosferę. Resztki modułu mogłyby spowodować poważne zniszczenia, gdyby uderzyły w teren zabudowany; podobne zagrożenie nie występuje, gdy za miejsce wodowania obierze się otwarty ocean.

Widoczna z lewej jasna smuga to Crew Dragon na chwilę przed wodowaniem.

O kolejnych lotach programu wiadomo niewiele. Nie znamy ani przybliżonych dat startu, ani szczegółów misji. Isaacman zapowiedział jednak dalszą współpracę ze szpitalem dziecięcym St. Jude w Memphis, Tennensee, na rzecz którego zorganizował swoją pierwszą misję – Inspiration4 – a także przekazał środki zebrane podczas smyczkowego koncertu Sary Gillis, który odbył się na pokładzie „Resilience”. Czego poza tym należy się spodziewać ze strony drugiej fazy Polaris Dawn? Z pewnością skorygowania niedociągnięć poprzedniczki.

„To byłaby parodia, gdyby SpaceX nie skorzystał z tego, czego się nauczył i nie wykonał kolejnego skoku w dobrym kierunku” – powiedział Isaacman.

Miejmy nadzieję, że faktycznie tak będzie.

Korekta – Matylda Kołomyjec

Autor

Alicja Seliga