Pokrywa chmur i ryzyko uderzenia pioruna były powodem przełożenia startu misji STS-121. Start wahadłowca Discovery był planowany na sobotę o godzinie 21:49 naszego czasu, następnie na niedzielę.

Misja STS-121 jest dopiero drugą misją promu kosmicznego po katastrofie Columbii 1 lutego 2003. W Centrum Kosmicznym Kennedy’ego wszystko jest gotowe do startu, problemem są jedynie warunki pogodowe – utrzymujące się ryzyko burzy.

Start został przełożony na niedzielę, następnie na poniedziałek. Jeśli pogoda pozwoli, Discovery wystartuje w poniedziałek około godziny 20:38 naszego czasu.

Autor

Wojciech Rutkowski

Komentarze

  1. xxl    

    pff — Brzydko mówiac – gówniane miejsce mają na te starty, przydałaby się jakas pustynia, itp.

    1. mir    

      ee — na pustyni to by im piasek zasypal 🙂
      a na florydzie to tylko aligatory musza wyciagac z silnikow 😉

  2. bart    

    Oh say can u see… 🙂 — WOW!!! Co za piękny start. Piękna pogoda, delikatny wiatr i wszechobecna atmosfera święta niepodległości towarzyszyła odliczaniu do startu Discovery. Astronauci misji STS 121 wychodząc do gwiezdnego samochodu, który dwadzieścia minut później zawióżł ich na stanowisko startowe 39b (39a jest ciągle wyłączone z użycia) machali do zgromadzonej publiczności małymi flagami co podkreślało niesamowitą atmosferę święta. Oto nigdy jeszcze w historii USA żaden amerykanin nie poleciał w kosmos właśnie w dniu niepodległości. Odliczanie przebiegło bez najmniejszych zakłóceń i już przy planowanym wznowieniu odliczania na 9 minut przed startem dyrektor startu powiedział do dowódcy Steven’a Lindsey’a – dzisiaj to zrobimy. Dziewięć minut później cały świat mógł zobaczyć Rocket’s Red Glare – jak mówią słowa amerykańskiego hymnu, kiedy Discovery wzbijał się ku gwiazdom. Rozpoczęło się więc 12 emocjonujących dni na orbicie z misją sts121. Wszystkie te wydarzenia oczywiście na żywo w nasatv.

  3. procyon    

    piękny dzień — Cóż za piękny dzień a raczej wieczór. Najpierw udany start space shuttle a potem Włosi dokopali Niemcom.

    1. Mikkael    

      Amen — A Koreańcom z północy nie udał się start rakiety ;))

      NASA TV to piękny kanał. Start „Disco” oglądałem z równie silnymi emocjami co mecze piłkarskie. Mam nadzieję, że kolejny start (Atlantisa) odbędzie się już w sierpniu/wrześniu.

  4. Marcin    

    Wbrew pesymistom, niedowiarkom i krytykantom. — Skoro nie ma na ten temat newsa, to wcale nie znaczy, że forumowicze mają milczeć 🙂

    W pełni podzielam entuzjazm kolegi barta, choć jeśli chodzi o wczorajszy mecz, to przyznaję bez bicia, że moi faworyci właśnie odpadli 🙂

    Mniej więcej od godziny 20.00 w napięciu odliczałem każdą minutę. Transmisję ze startu oglądałem z całą rodziną. Na kilkanaście sekund przed odpaleniem silników serce zaczęło walić mi jak młot, ale… to były tylko emocje. Rozum wyraźnie mi mówił, że po prostu musi się udać, no i… udało się 🙂

    Amerykanie po raz kolejny udowodnili, że potrafią wysyłać ludzi w kosmos, a za kilkanaście dni przekonacie się, że Amerykanie potrafią również bezpiecznie sprowadzać tych ludzi na ziemię.

    Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem tych, którzy mówią, że amerykańskie wahadłowce to jakieś latające trumny czy coś w tym rodzaju. Astronauci, którzy w lutym 2003 roku zginęli w czasie powrotu Columbii na ziemię mieli po prostu potwornie koszmarnego pecha. Takie rzeczy czasami niestety się zdarzają. Czy katastrofa Challengera w 1986 roku też była wynikiem tego, że wahadłowce to były wtedy przestarzałe maszyny??? Czy kilkunastoletni dzisiaj Endeavour to też jest przestarzała maszyna, którą trzeba wycofać z użytku, bo jej używanie to igranie z życiem astronautów??? Bądźmy poważni. Twierdzenie, że przyczyną katastrofy Columbii była wiekowość konstrukcji to moim zdaniem, delikatnie mówiąc bzdury.

    Loty w kosmos zawsze były, są i będą niebezpieczne. Misje wahadłowców są dzisiaj tak samo ryzykowne jak 5, 10 czy 15 lat temu. To jest po prostu zbyt złożony i zbyt skomplikowany sprzęt, by za każdym razem przewidzieć absolutnie wszystko, choć oczywiście faktem jest, że znacznie łatwiej jest siedzieć na fotelu przed telewizorem i krytykować Amerykanów, niż być w NASA inżynierem od którego pracy zależy życie lecących w kosmos astronautów.

    Mimo, że uważam, iż Pluton nie jest planetą to jednak – Good bless America!!! 🙂

    Pozdrawiam wszystkich entuzjastów lotów kosmicznych,
    Marcin

    1. procyon    

      masz rację — Zgadzam się. wydaję mi się , że ci co tak zaciekle krytykują wahadłowce robią to często z powodu jakiejś chorej antyamerykańskiej fobii. Kto się zna chociaż trochę na astronautyce, to wie że space shuttle to arcydzieło sztuki inżynierskiej a zastosowane tam rozwiązania nie mają nigdzie odpowiedników.
      ZUPEŁNIE MNIE DZIWI, ŻE TAK MAŁO MIEJSCA POŚWIĘCONO TEMU WYDARZENIU W ASTRONECIE !
      Co do Plutona to się nie zgadzam.
      Niestety moi faworyci odpadli wcześniej przy ewidentnej pomocy sędziego, dlatego teraz muszę kibicować Italii.

      1. $pryt    

        Wahadłowce to jednak złom… — Może ja się wypowiem. Krytykuję Amerykanów, bo wbrew poprzednim postom oni naprawdę latają złomem. Jednak ja patrze na to z innej strony. Czy jestem przeciwny załogowym lotom kosmicznym? Ależ skąd! Jestem za kolonizacją kosmosu i podziwiam śmiałków, którzy decydują się na udział w wyprawach. Loty kosmiczne zawsze wiążą się z ryzykiem. Ale zawodność wahadłowców vs. zdrowy rozsądek to już zupełnie inna sprawa. Atlantis, Discovery i Endeavour to przestarzałe statki, powiedzmy sobie szczerze. Co z tego, że najlepsze, jakie kiedykolwiek skonstruowano, skoro można dziś zbudować o wiele lepsze. 1 miliard dolarów włożono na wyremontowanie floty i poświęcono 2 lata przerwy w lotach. Byłbym znacznie bardziej zadowolony, jeśli ten miliard lub też więcej wyłożonoby na wyprodukowanie nowej serii statków, choćby przerwa w lotach miałaby trwać nawet i 5 lat. Obserwowalibyśmy przynajmniej teraz narodziny nowej ery ludzkości, zamiast trząść portkami i wypatrywać, czy przypadkiem jakieś pianki nie odpadają. Ludzie, opanujcie się! Do wahadłowców mam pełny szacunek, ale swoją robotę już wykonały, ich miejsce jest w muzeum. Nie ma co czekać do końca budowy ISS. NASA’ie brakuje porządnego kopa i rozsądnych decyzji. Swoją drogą start była całkiem przyzwoity, a NASA TV spisała się jak zwykle na medal.

        Inną sprawą jest, że to całe układanie LEGO ISS dla mnie też jest idiotyzmem. Dla zobrazowania moich poglądów, posłużę się metaforą. Proszę wyobrazić sobie, że Karaiby są Księżycem, Ameryka Marsem, a Europa Ziemią. Kolumb był najpierw na wyspach karaibskich, tak jak my na Księżycu. Jednak politycy w przełomowej chwili nie udzieli dalszego poparcia współczesnemu Kolumbowi. Zamiast iść dalej i kolonizować Amerykę, stwierdzili, że droga przez ocean jest pełna trudności i niewiadomych, postanowili więc wybudować ogromny żaglowiec (ISS), w którym ludzie uczyliby się, jak przetrwać na oceanie. Ponieważ budowa tych rozmiarów byłaby niemożliwa w ówczesnym porcie, postanowili go budować na morzu, a części stopniowo dostarczać. Podczas, gdy wszyscy ludzie siedzą w Europie (Ziemia), kilometr od wybrzeży Portugalii pływa wciąż budowany żaglowiec, załoga żyje z tego, co dostarczą ultranowoczesne łódki (wahadłowce). Ponieważ budowa przeciąga się, łódki zostają całkowicie wyeksploatowane i dochodzi do dwóch katastrof. Kolejna katastrofa łódki może zniszczyć poparcie dla podróży transoceanicznych. Chcąc zaoszczędzić pieniądze, politycy decydują się na remont łódek, zamiast na budowę prawdziwych, amerykańskich kolonizatorów. Trzeba przecież się przygotować, prowadząc doświadczenia na morzu! Ktoś coś nieśmiale przebąkiwał o Karaibach? Może tak kiedyś, w 2018 roku…

        Myślę, że powyższa metafora dobrze ilustruje bezsens całego przedwsięwzięcia budowy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Kto się ze mną zgodzi?

        1. Oskar.K    

          A Kolumb pływał na krypie z załogą z kryminału… — Ziemia Europą, Ameryka Marsem, Księżyc Karaibami… Też czytałem tą książkę, tyle tylko ze tam Karaibami był pas planetoid, a Księżyc Grenlandią…
          Wahadłowce to kupa złomu… Ale lepszego nie mamy…Tak naprawdę metoda wynoszenia ładunków w kosmos, a co za tym idzie koszty i ekonomika wszystkich przedsięwzięć z tym związanych, zawsze była taka sama, gigantyczny zbiornik paliwa z własnym napędem, wynoszący niewielki ładunek użyteczny- rakieta.Wahadłowiec to to samo, tylko napęd i ładunek użyteczny jest wielorazowy.Co tu tak naprawdę może być przestarzałe?Czas opracowania konstrukcji?A przecież konkurencyjne(choć to oczywiście porównanie ratlerka z dobermanen)Sojuzy zostały zaprojektowane 40 lat temu,czyli te kilka lat wcześniej.I mało kto piszczy że są niebezpieczne.To że miały też 2 katastrofy na, nie pamiętam, 80 czy 90 startów, a więc mniej niż STS,co czyni je statystycznie bardziej niebezpiecznymi, nikt nie pamięta.Nie licząc oczywiscie wielu innych awarii na skalę Apolla 13, co dało Rosjanom bezcenne doświadczenie w zakresie postępowania awaryjnego(lądowania awaryjne po locie balistycznym, awaria silnika na orbicie, odpalenie rakiety ratunkowej, lądowanie w zamarzniętym jeziorze włazem w kierunku dna)… Czy pomyślne zakończenie tych wydarzeń świadczy o bezpieczeństwie Sojuzów, czy też może wprost przeciwnie- nie mnie rozstrzygać.
          A może właśnie wielokrotność użycia czyni promy przestarzałymi?W końcu
          każdy Sojuz jest fabrycznie nowy(a po locie nie nadaje się już do niczego).Po ukazaniu zalet Sojuza konkluduję że nie.Samoloty potrafią być w eksploatacji przez 30-40 lat, wspominałem juz że USAF uzywa latających cystern z lat 60, nie mówiąc juz o samolocie legendzie B-52.
          Po zatym ile te samoloty kosmiczne latały?Góra kilka godzin, zapewne większość tego czasu na grzbiecie Jumbo-Jeta…Czasu spędzonego w kosmicznej próżni nie liczę, bo po pierwsze próżnia dobrze konserwuje kosmicznych Pioneerów(i Voyagerów też), a po drugie MIR czy ISS spędziły w niej dużo więcej czasu niż kazdy z orbiterów.I nie słyszałem zeby narzekano jakoś specjalnie na stan techniczny ISS(choć moze za parę lat, gdy stacji stuknie wiek porównywalny do staruszka MIRa… , na którego narzekano, oj narzekano… choc z drugiej strony, MIR nie miał szans znaleźć sie z powrotem w hangarze, chyba że za sprawą wahadłowców…).
          Jak już pisałem, wszytko startuje w kosmos w ten sam dość nieporadny i energochłonny sposób.Więc wahadłowce nie są niczym szczególnym, jak wyleci(w powietrze) to wyleci, trudno rakiety często eksplodują(raz na ćwierć stówy).Ktoś tu kiedyś dawno temu porównał lot wahadłowca do siedzenia na beczce z prochem, i napisał że „podpalanie lontu to juz pewna przesada”.Panie Michale, ta zabawa właśnie na tym polega!…
          Co że giną ludzie, mają przecież tzw. fun(ang.).I amatorzy tej zabawy zawsze się znajdą.
          To CO w końcu zawiniło że odsyłamy STS na karty historii astronautyki?
          Mamy litanię zarzutów” że nieekonomiczne, że niebezpieczne, że zawiodły nadzieję… Otóż to.Miały wynosić satelity za psie grosze raz na tydzień, wynosiły co kilka miesięcy za fortunę.Bo o czym 30 lat temu zapomniano, to rakiety takie jak inne.Tyle że ładunek użyteczny rakiety
          to w całości satelity, a prom ma jeszcze kabinę, skrzydełka i golenie(podwozia), które mają masę(żeby nie powiedzieć ważą).Pusty prom wazy 80 ton, a może wynieść jeszcze 29 ton ładunku, razem 109 ton, i jego start jest 5 razy droższy od startu Ariane 5 która wynosi 23 tony ładunku.A do odpalania dużych fajerwerków, jakimi są rakiety, trzeba się przygotować, inaczej istnieje zagrożenie życia i zdrowia.Stąd nie co niedziela karuzela.
          Co do bezpieczeństwa… statystykami wypadków zajmowałem się już wyrzej, teraz pora zająć się statystykami pecha.Zapewne przed katastrofą Columbii pianka odpadała nie raz.Zapewne nawet uderzała w poszycie promu, który oczywiście wracał a kilkaset płytek szło do wymiany.NASA na początku śledztwa po katastrofie twierdziła że wg. ich symulacji pianka nie była niebezpieczna(jest taka książka: Tomas Pribyl „Dzień w którym nie wróciła Columbia”, uważam ze warto ją poczytać).Zastanówmy się kiedy mogła być ona niebezpieczna: czy wtedy kiedy rykoszetuje pod ostrym kątem od spodu wahadłowca, czy wtedy kiedy uderza prostopadle w krawędź skrzydła.Astronauci Columbii mieli pecha i zostali trafieni w krawędź skrzydła, pokrytego kompozytem RCC, to on zawalił, a nie odklejające się płytki.A więc czy warto przejmować się każdą pianką i na rok zawieszać loty(by później przekonać się w rozpoznaniu bojem ze i tak figa z makiem przyjdzie z bohaterskiej wojny piankowej), jak to miało miejsce rok temu?Może wreszcie zabralibyśmy sie za dostarczanie modułów stacji, a nie skarpetek i „lotów testowych” szybciej skończylibyśmy, mniej byłoby lotów i ryzyko byłoby mniejsze(a Hubble biedny krązy bez serwisu)?
          Cóż ceramika krucha jest i TO się powinno było uwzględnić w fazie projektowania promu, i za TO teraz płacimy.
          Cóż trzeba jeszcze cos o ISS lotach na Księżyc Marsa i dalej napisać.
          Muszę opublikować dwa przeciwstawne stanowiska:Pierwsze: dawno temu, przed erą podróży oceanicznych statki podrózowały w bliskości lądu bo nie wykształcono dobrych metod nawigacji, statki były małe, a i prowiant można było zdobyć w okolicznych portach, nie trzeba było wszystkiego zabierać ze sobą na długą podróż.Tak pływając koło lądu Fenicjanie podobno, jak się wydaję opłynęli w II tysiącleciu p.n.e Afrykę.Dla nas to by było jak gdyby ISS wybrała sie w podróż dookoła Słońca, co przecież robi w ciągu 365dni, blisko brzegów Europy…
          Drugie:Nie sądzę by analogie historyczne musiały sie sprawdzać w epoce lotów kosmicznych co właśnie pokazałem…
          ISS się ma nijak do podróży na Księżyc i Marsa.Została pomyślana jako bliskoziemskie laboratorium na którym można dokonywać eksperymentów w stanie nieważkości.Wysyłanie takiego laboratorium w kierunku Księżyca czy Marsa to niepotrzebne wydawanie pieniędzy i ryzykowanie załogą, która zawszemoze przecież szybko uciec na Matkę-Ziemię.Koncepcja ISS, a wtedy jeszcze Freedom, została zaakceptowana przez prezydenta Reagana w 1984r, jak widać 20 lat to tłuczemy.I musimy wytłuc(dotłuc?) to do końca bo tego sie juz podjęliśmy, mimo iż do naszych następnych podróżniczych zapędów ma sie głównie jako balast.Zwłaszcza że została zaprojektowna specjalnie tak by promy miały zajęcie, i by promy ją budowały przez lat kilka- a nie zeby wysłać ja za kilkoma startami rakiet Energia.No a prom wynosi 29 ton, a nie 109, zatem zestaw 400 tonowych klocków jest odpowiednio skomplikowany(dla takich dużych maluchów co to juz wyrosły z rakiet jednorazowych i umią posługiwać sie wahadłowcami…).A jak prom nawali to nie złożysz…
          Przekonstruujemy promy, zrobimy z nich CEV-y, pospolite „jednorazówki”, normalne rakiety bez ozdobników w rodzaju skrzydeł i sterów kierunku , którymi promy i tak zawsze były(choć z ozdobnikami), wyruszymy na Księżyc i Marsa.Zrobimy to z pewnością, bo inaczej, gdy promy przejdą na emeryturę, to nie będzie rozrywki dla ludu, tego fun(ang.) o którym już było wspomniane.
          UFF Rozpisałem się a tu taka ładna pogodna noc, trzeba ja spędzić pod gołym niebem.To jescze na koniec:
          1.Dobrze że Niemcy odpadli.Za dużo razy zdobywali mistrzostwo.
          2.Kto wygrał, Portugalia czy Francja?

        2. bart    

          Tak to właśnie wygląda 🙂 — Uff obawiałem się że ta odpowiedź będzie obszerna na szczęscie zostałem uprzedzony a że wpełni się z tym zgadzam nie będę już powtarzał argumentów Oskara. Może dodam tylko jeszcze że budżet Nasa na rok 2007 już zatwierdzony przez senat wynosi 0.1% amerykańskiego budźetu i zostawiam to bez komentarza :). Oskar też czytałem książkę Tomasa Pribyl’a „Dzień w którym nie wróciła Columbia” nieststy jej nie posiadam a jest naprawdę interesująca i o ile pamiętam została wydana jeszcze przed zakończeniem prac komisji badającej przyczyny katastrofy columbi. Jeżeli wiesz gdzie mógłbym ją znaleźć w necie (oczywiście wersja anglojęzyczna również)to bym był bardzo wdzieczny za podanie namiarów na źródło :).

        3. Oskar.K    

          Nie wiem, nie wiem. — Ja sam przypadkiem znalazłem ją w jakiejś taniej księgarni i wydałem na nią całe 15 zł. …(to jeszcze nic, książkę A. Marksa „Baza satelitarna Alfa” zdobyłem za całe 2 zł. :).Wpisz tytuł do wyszukiwarki, znajdziesz pewnie pełno ofert.

        4. Marcin    

          O cholera, Oskar mnie uprzedził… 🙂 — Po dogłębnym zapoznaniu się z tekstem Oskara muszę powiedzieć, że ze zdecydowaną większością w pełni się zgadzam. Najbardziej podoba mi się ten fragment mówiący o odpadającej piance. Było dokładnie tak, jak napisał Oskar – przed feralnym lotem Columbii pianka odpadała wiele razy i jakoś nikt nie zawracał sobie tym głowy. Astronauci wracający na ziemię Columbią mieli po prostu koszmarnego pecha, i tyle. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

          Ps. Wygrali Francuzi (i dobrze, bo właśnie im kibicowałem).

        5. Marcin    

          Dokończenie budowy ISS a przyszłość załogowej eksploracji kosmosu.

          > Może ja się wypowiem. Krytykuję Amerykanów, bo wbrew poprzednim postom oni naprawdę latają złomem.

          Kompletny absurd. Pisałem już o tym w poprzednim poście. Przecież podałem przykład Challengera. Ta maszyna w 1986 roku była supernowoczesnym cudem techniki… no i co z tego??? A może wahadłowce były wtedy zbyt nowoczesne? Jeśli tak, to w którym momencie przestały być zbyt nowoczesne i zaczęły być zbyt przestarzałe??? W 1995 roku? W 2000 roku? Ludzie, przecież takie rozumowanie to dziecinada. Wahadłowcom robi się co jakiś czas totalny przegląd (zapomniałem w tej chwili jak to nazywają ludzie z NASA, w każdym razie jest na to jakieś fachowe określenie, ale w tej chwili po prostu nie pamiętam), ale taki naprawdę totalny. Tu nie może być mowy o jakimś zmęczeniu materiału czy tym podobnych hecach. Inżynierowie z NASA dwoją się i troją by maksymalnie jak tylko się da zminimalizować jakiekolwiek ryzyko. Uwierz mi – ludzie w NASA, którzy podejmują decyzję o starcie, naprawdę nie są aż takimi głąbami, by wysyłać w kosmos ludzi w zdezelowanym sprzęcie. Skoro naprawdę inteligentni faceci podejmują decyzję, by wystrzelić w kosmos siedmiu astronautów, to chyba wiedzą co robią? Jak sądzisz? Przecież ci ludzie nie są jakimiś nieodpowiedzialnymi świrami, którzy pragną urządzać przedstawienie polegające na efektownym rozwalaniu wartych miliardy dolarów wahadłowców, i to w dodatku z siedmioosobową załogą na pokładzie. Takie fajne, ekstremalne fajerwerki, żeby publiczność miała radochę???

          > Jednak ja patrze na to z innej strony. Czy jestem przeciwny załogowym lotom kosmicznym? Ależ skąd!

          Nie jesteś przeciwny załogowym lotom kosmicznym??? To dlaczego krytykujesz wahadłowce, heh?

          > Jestem za kolonizacją kosmosu i podziwiam śmiałków, którzy decydują się na udział w wyprawach. Loty kosmiczne zawsze wiążą się z ryzykiem. Ale zawodność wahadłowców vs. zdrowy rozsądek to już zupełnie inna sprawa. Atlantis, Discovery i Endeavour to przestarzałe statki, powiedzmy sobie szczerze.

          Hmm. Do tego już się odniosłem. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że te maszyny są przestarzałe.

          > Co z tego, że najlepsze, jakie kiedykolwiek skonstruowano, skoro można dziś zbudować o wiele lepsze.

          He, he… pewnie, że można. Pytanie tylko – skąd wziąć na to wszystko kasę? I jeszcze jedna kwestia – wahadłowce (całkiem sprawne i nawet już przetestowane) istnieją naprawdę, a statki które zostaną zbudowane – istnieją póki co w komputerach projektantów. Takim wahadłowcem możesz dziś polecieć sobie w kosmos, ale jak chcesz polecieć w kosmos czymś, co jeszcze nie istnieje???

          > 1 miliard dolarów włożono na wyremontowanie floty i poświęcono 2 lata przerwy w lotach. Byłbym znacznie bardziej zadowolony, jeśli ten miliard lub też więcej wyłożonoby na wyprodukowanie nowej serii statków,

          Podoba mi się ten fragment – „miliard lub też więcej” A o ile więcej? Dwa miliardy?? Pięć miliardów????? Dziesięć miliardów?????????? Zaprojektowanie, zbudowanie, przetestowanie… ho, ho… Ludzie, którzy twierdzą, że w obecnych warunkach społeczno-ekonomicznych uda się Amerykanom wdrożyć statki kosmiczne nowej generacji w ciągu dziesięciu lat, są według mnie optymistami. A POZA TYM w pełni się z Tobą zgadzam drogi kolego. A teraz… przekonaj do tego pomysłu amerykańską opinię publiczną (astronomią i astronautyką w USA interesuje się całkiem sporo, bo aż 5% z ogółu ludności), następnie przekonaj amerykańskich kongresmenów. A tak przy okazji – poczytaj sobie o tym, co to była Inicjatywa Badań Kosmicznych (SEI czy jakoś tak) ogłoszona przez Busha seniora w 1989. To był dopiero ambitny plan – naprawdę cholernie ambitny plan. Gdy opinia publiczna i kongresmeni dowiedzieli się jakie będą koszty realizacji tego planu, to cała ta inicjatywa runęła z takim hukiem, że zwolennicy załogowej wyprawy na Marsa przez dziesięć lat nie mogli się pozbierać.

          > choćby przerwa w lotach miałaby trwać nawet i 5 lat

          W tym czasie ludzie zatraciliby umiejętność wysyłania w kosmos kogokolwiek, a to między innymi dlatego, że zainteresowanie opinii publicznej lotami w kosmos spadłoby w tym czasie do zera.

          > Obserwowalibyśmy przynajmniej teraz narodziny nowej ery ludzkości,

          Ech, jakie to patetyczne i wzniosłe… No cóż drogi kolego, mogę Ci powiedzieć w tym momencie tylko jedno – zejdź na ziemię. Też byłem kiedyś takim hurra optymistą, ale z biegiem lat zacząłem trochę inaczej (bardziej trzeźwo) patrzeć na niektóre sprawy. Niestety $pryt, żyjemy dzisiaj w zupełnie innych czasach niż dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Pod wieloma względami są to czasy chore. Jedno jest pewne – i Ty, i ja możemy zrobić bardzo niewiele, by ten stan rzeczy zmienić.

          > zamiast trząść portkami i wypatrywać, czy przypadkiem jakieś pianki nie odpadają. Ludzie, opanujcie się! Do wahadłowców mam pełny szacunek, ale swoją robotę już wykonały, ich miejsce jest w muzeum. Nie ma co czekać do końca budowy ISS. NASA’ie brakuje porządnego kopa i rozsądnych decyzji.

          Otóż to. Tylko kto ma dać tego porządnego kopa? Właśnie do tego sprowadza się cały problem.

          > Inną sprawą jest, że to całe układanie LEGO ISS dla mnie też jest idiotyzmem.

          No właśnie, i to jest przykład tego w jak opłakanym stanie jest w tej chwili załogowa eksploracja kosmosu

          Jeśli chodzi o ISS, to swojego zdania raczej nie zmienię. W skrócie powiem może tak – jeśli nie będziemy w stanie dokończyć budowy tej stacji, to… zapomnijcie o załogowej wyprawie na Marsa. Może to się komuś podobać lub nie, ale takie są właśnie fakty. Właśnie od tej cholernej stacji zależy cała przyszłość załogowych lotów w kosmos. Budowa ISS to kaszka z mleczkiem w porównaniu do zaplanowania, zorganizowania i przeprowadzania załogowego lotu na Marsa. $pryt – jeśli nie będziemy w stanie dokończyć budowy ISS to… zapomnij o locie na Marsa.

          Żeby nie było aż tak bardzo pesymistycznie to na zakończenie powiem, że NASA prowadzi już bardzo zaawansowane prace nad skonstruowaniem skafandrów na potrzeby załogowej eksploracji Marsa. I nie są to jakieś tam zabawki made by Mars Society, tylko profesjonalne skafandry, których będą używać amerykańscy astronauci. Z tego co widziałem, to te skafandry są o wiele wygodniejsze i bardziej praktyczne na przykład od tego, czego używali Amerykanie na powierzchni Księżyca. A więc jakiś tam postęp jest, choć z drugiej strony przez najbliższe 20 lat jeszcze wiele może się zmienić. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

        6. $pryt    

          O rety, kabarety! — Może małe wyjaśnienia.

          > Kompletny absurd. Pisałem już o tym w poprzednim poście. Przecież
          > podałem przykład Challengera. Ta maszyna w 1986 roku była
          > supernowoczesnym cudem techniki… no i co z tego??? A może
          > wahadłowce były wtedy zbyt nowoczesne? Jeśli tak, to w którym
          > momencie przestały być zbyt nowoczesne i zaczęły być zbyt
          > przestarzałe??? W 1995 roku? W 2000 roku? Ludzie, przecież takie
          > rozumowanie to dziecinada. Wahadłowcom robi się co jakiś czas
          > totalny przegląd (zapomniałem w tej chwili jak to nazywają ludzie
          > z NASA, w każdym razie jest na to jakieś fachowe określenie, ale w
          > tej chwili po prostu nie pamiętam), ale taki naprawdę totalny. Tu
          > nie może być mowy o jakimś zmęczeniu materiału czy tym podobnych
          > hecach.

          Katastrofę Challengera rozumiem, bo to był wypadek, jaki się czasem zdarza w trakcie załogowych lotów. Nie twierdzę też, że katastrofa Columbii była spowodowana wiekiem wahadłowca (tak jak napisałeś, pech + nie zwracanie uwagi na pewien problem). Jednak w istnieniu każdej maszyny przychodzi taki czas, że nie wystarczy robić tylko co jakiś czas przegląd, bo i tak się znowu zepsuje. To czas, kiedy lepiej kupić nowe, niż ciągle naprawiać stare.

          > Inżynierowie z NASA dwoją się i troją by maksymalnie jak
          > tylko się da zminimalizować jakiekolwiek ryzyko. Uwierz mi – ludzie w
          > NASA, którzy podejmują decyzję o starcie, naprawdę nie są aż takimi
          > głąbami, by wysyłać w kosmos ludzi w zdezelowanym sprzęcie. Skoro
          > naprawdę inteligentni faceci podejmują decyzję, by wystrzelić
          > w kosmos siedmiu astronautów, to chyba wiedzą co robią? Jak
          > sądzisz? Przecież ci ludzie nie są jakimiś nieodpowiedzialnymi
          > świrami, którzy pragną urządzać przedstawienie polegające na
          > efektownym rozwalaniu wartych miliardy dolarów wahadłowców, i
          > to w dodatku z siedmioosobową załogą na pokładzie. Takie fajne,
          > ekstremalne fajerwerki, żeby publiczność miała radochę???

          Wiek wahadłowca dostarcza inżynierom coraz to nowych problemów. Ludzie z NASA owszem, zapinają wszystko na ostatni guzik, ale usterki na orbicie się zdarzają i nie mają na to żadnego wpływu. I nie myślę tu tylko o bezpieczeństwie. To jest archaiczna technika (nie przesadzam, każdy wie, jak technologia idzie naprzód). Czasami sprzętu do wymiany NASA poszukuje na aukcjach internetowych, bo niektórych elementów już się dawno nie produkuje (to nie żart). Inżynierowie z NASA to nie świry, robią co muszą i dopieszczają wahadłowce do granic, mając przy tym zdrowy rozsądek, w przeciwieństwie do osób rządzących USA, którzy każą im to robić.

          > Nie jesteś przeciwny załogowym lotom kosmicznym??? To dlaczego
          > krytykujesz wahadłowce, heh?

          Odpowiedź znajduje się wyżej. Nie każdy zwolennik lotów w kosmos musi fanatycznie oddawać cześć każdemu statku, które opuszcza ziemską atmosferę (zwłaszcza, jeśli robi to w wyniku błędnych decyzji).

          >> Co z tego, że najlepsze, jakie kiedykolwiek skonstruowano, skoro
          > można dziś zbudować o wiele lepsze.
          >
          > He, he… pewnie, że można. Pytanie tylko – skąd wziąć na
          > to wszystko kasę? I jeszcze jedna kwestia – wahadłowce (całkiem
          > sprawne i nawet już przetestowane) istnieją naprawdę, a statki
          > które zostaną zbudowane – istnieją póki co w komputerach
          > projektantów. Takim wahadłowcem możesz dziś polecieć sobie w kosmos,
          > ale jak chcesz polecieć w kosmos czymś, co jeszcze nie istnieje???

          Wszystko wymaga czasu. Zwykle tak jest, że najpierw projektuje się coś w komputerze, później dopiero następuje budowa (czy to nie przypadkiem twoje własne słowa Marcin?). Nie wszystko musi być już, teraz. A kasa zawsze się znajdzie, mówimy przecież o budżecie amerykańskim.

          > Podoba mi się ten fragment – „miliard lub
          > też więcej” A o ile więcej? Dwa miliardy?? Pięć
          > miliardów????? Dziesięć miliardów?????????? Zaprojektowanie,
          > zbudowanie, przetestowanie… ho, ho… Ludzie, którzy twierdzą,
          > że w obecnych warunkach społeczno-ekonomicznych uda się Amerykanom
          > wdrożyć statki kosmiczne nowej generacji w ciągu dziesięciu lat,
          > są według mnie optymistami.

          Oczywiście, że to obecnie trudne zadanie: zgranie wystarczającej ilości kasy + odpowiedni czas dla wszystkich procesów produkcyjnych. Właśne dlatego wahadłowce mają iść do muzeum, bo tylko w tym przeszkadzają. Po za tym loty na Księżyc zorganizowano w ciągu 10 lat, a nie był to optymizm, lecz czysta fantastyka. Realia może były inne, ale zasadę wyzwania można zastosować i dzisiaj, choć nikomu się do tego nie pali, a szkoda!

          > A POZA TYM w pełni się z Tobą zgadzam
          > drogi kolego. A teraz… przekonaj do tego pomysłu amerykańską
          > opinię publiczną (astronomią i astronautyką w USA interesuje się
          > całkiem sporo, bo aż 5% z ogółu ludności), następnie przekonaj
          > amerykańskich kongresmenów.

          Wbrew pozorom loty w kosmos to fascynujące wydarzenia, którymi interesuje się ponad połowa społeczeństwa amerykańskiego, ale tylko w przypadkach, jeśli dzieje się coś nowego, przekracza się kolejną granicę, jak np. lądowanie na Księżycu. Jednak już Apollo 13 był rutynowym lotem. Czy uważasz, że kolejna, ponadsetna misja wahadłowca może zwracać powszechną uwagę, wywoływać fascynację i ogólne poparcie dla programu kosmicznego? Słuchanie, że coś się zepsuło, znów trzeba coś wymienić tylko zniechęca do finansowania lotów. Kolejna katastrofa (choćby z powodu pecha) może sprawić, że program upadnie. Gdy ludzkość dokonuje czegoś przełomowego, katastrofę można łatwiej przełknąć. Kongresmeni, to już inna para kaloszy. Biurokracja zawsze powstrzymuje przed dalszym rozwojem. Kto nie wierzy, nie poczyta książkę od historii.

          > A tak przy okazji – poczytaj sobie o
          > tym, co to była Inicjatywa Badań Kosmicznych (SEI czy jakoś tak)
          > ogłoszona przez Busha seniora w 1989. To był dopiero ambitny plan
          > – naprawdę cholernie ambitny plan. Gdy opinia publiczna i
          > kongresmeni dowiedzieli się jakie będą koszty realizacji tego planu,
          > to cała ta inicjatywa runęła z takim hukiem, że zwolennicy załogowej
          > wyprawy na Marsa przez dziesięć lat nie mogli się pozbierać.

          Doskonale wiem, czym była SEI. Koszty realizacji były gigantyczne, bo koncepcja była zła – wieloletni montaż orbitalny (co zresztą i tak jest dziś) zamiast wykorzystanie lokalnych zasobów (czytałeś CM, więc wiesz, w czym rzecz).

          >> Obserwowalibyśmy przynajmniej teraz narodziny nowej ery ludzkości,
          >
          > Ech, jakie to patetyczne i wzniosłe… No cóż drogi kolego, mogę Ci
          > powiedzieć w tym momencie tylko jedno – zejdź na ziemię. Też byłem
          > kiedyś takim hurra optymistą, ale z biegiem lat zacząłem trochę
          > inaczej (bardziej trzeźwo) patrzeć na niektóre sprawy. Niestety
          > $pryt, żyjemy dzisiaj w zupełnie innych czasach niż dwadzieścia czy
          > trzydzieści lat temu. Pod wieloma względami są to czasy chore. Jedno
          > jest pewne – i Ty, i ja możemy zrobić bardzo niewiele, by
          > ten stan rzeczy zmienić.

          Proszę, wybacz mi,ale nie zejdę na ziemię. Nie zacznę myśleć, jak to określiłeś, bardziej trzeźwo. Chore czasy są, więc trzeba je zmieniać, zamiast tylko utwierdzać się w przekonaniu, że niewiele można zrobić! Jeśli większość będzie dalej tak myśleć (bo już myśli), skutki będą opłakane. Trzeba dać sobie w pysk i obudzić się z tego letargu, pójść naprzód. Krótko mówiąc trzeba zrobić coś, żeby przemówić ogółowi do jego pierwiastka ludzkiego, w chwili obecnej zatraconego. Przestańmy do cholery myśleć, że ja czy Ty niewiele możemy zmienić. Takim rozumowaniem wykopujecie już nieświadomie grób ludzkości. Zmienić ten stan rzeczy możemy, wręcz musimy, choćbyśmy zaczynali od rzeczy najmniejszych! Wystarczy zaledwie nutka tego „hurra optymisty”, by zabić nasz pesymizm. Musicie to zrozumieć. To jest bardzo ważne.

          >> zamiast trząść portkami i wypatrywać, czy przypadkiem jakieś
          > pianki nie odpadają. Ludzie, opanujcie się! Do wahadłowców mam
          > pełny szacunek, ale swoją robotę już wykonały, ich miejsce jest
          > w muzeum. Nie ma co czekać do końca budowy ISS. NASA’ie brakuje
          > porządnego kopa i rozsądnych decyzji.
          >
          > Otóż to. Tylko kto ma dać tego porządnego kopa? Właśnie do tego
          > sprowadza się cały problem.

          Look wyżej. Kopa mogą dać ludzie, którzy dają szansę ludzkości, jeśli znajdą się na odpowiednim stanowisku. Trzeba do tego doprowadzić. Nie uda się to jednak, jeśli będziemy myśleć schematycznie i „trzeźwo”, że my nic nie możemy.

          > Jeśli chodzi o ISS, to swojego zdania raczej nie zmienię. W skrócie
          > powiem może tak – jeśli nie będziemy w stanie dokończyć
          > budowy tej stacji, to… zapomnijcie o załogowej wyprawie na
          > Marsa. Może to się komuś podobać lub nie, ale takie są właśnie
          > fakty. Właśnie od tej cholernej stacji zależy cała przyszłość
          > załogowych lotów w kosmos. Budowa ISS to kaszka z mleczkiem w
          > porównaniu do zaplanowania, zorganizowania i przeprowadzania
          > załogowego lotu na Marsa. $pryt – jeśli nie będziemy w stanie
          > dokończyć budowy ISS to… zapomnij o locie na Marsa.

          Może i masz rację, bo umowy wiążące budowę ISS są silne, oraz większość osób myśli, że jak się coś zaczyna, to trzeba to skończyć. Ale nie zgodzę się, że ISS jest potrzebna do lotu Marsa. Jest potrzebna, jeśli chodzi o przedłużenie programu prowadzącego do lądowania na Czerwonej Planecie, ale do samych misji marsjańskich nie jest potrzebna.

          > Żeby nie było aż tak bardzo pesymistycznie to na zakończenie powiem,
          > że NASA prowadzi już bardzo zaawansowane prace nad skonstruowaniem
          > skafandrów na potrzeby załogowej eksploracji Marsa. I nie są
          > to jakieś tam zabawki made by Mars Society, tylko profesjonalne
          > skafandry, których będą używać amerykańscy astronauci. Z tego co
          > widziałem, to te skafandry są o wiele wygodniejsze i bardziej
          > praktyczne na przykład od tego, czego używali Amerykanie na
          > powierzchni Księżyca. A więc jakiś tam postęp jest, choć z drugiej
          > strony przez najbliższe 20 lat jeszcze wiele może się zmienić. A
          > poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Postęp może i jest, ale dla mnie wciąż zerowy.

          Oskar K. –> nie wiem, jaką książkę miałeś na myśli. Przedstawiona metafora była mojego autorstwa, może niezbyt trafna, ale za to treściwa. 😉

          Pozdrawiam

        7. Marcin    

          Jak dobrze, że mam teraz krótki urlop. — Po kolei.

          > Katastrofę Challengera rozumiem, bo to był wypadek, jaki się czasem zdarza w trakcie załogowych lotów. Nie twierdzę też, że katastrofa Columbii była spowodowana wiekiem wahadłowca (tak jak napisałeś, pech + nie zwracanie uwagi na pewien problem). Jednak w istnieniu każdej maszyny przychodzi taki czas, że nie wystarczy robić tylko co jakiś czas przegląd, bo i tak się znowu zepsuje. To czas, kiedy lepiej kupić nowe, niż ciągle naprawiać stare.

          No i w końcu podjęto decyzję, że zostaną kupione nowe. No dobrze – jeśli chodzi o wahadłowce to w jakimś tam stopniu przyjmuję Twój punkt widzenia. Również uważam, że powinno się zastąpić te maszyny czymś lepszym, ale uważam tak tylko dlatego, że wahadłowce dają nam dzisiaj po prostu zbyt ograniczone pole działania – nie da się przy ich pomocy dolecieć na Księżyc czy tym bardziej na Marsa. Z tym, że wahadłowce są przestarzałe nie mogę się jednak zgodzić.

          > Wiek wahadłowca dostarcza inżynierom coraz to nowych problemów. Ludzie z NASA owszem, zapinają wszystko na ostatni guzik, ale usterki na orbicie się zdarzają

          Usterki zawsze się zdarzały, zdarzają się i zawsze będą się zdarzać – nieważne czy to będzie wahadłowiec, Sojuz, czy CEV.

          > To jest archaiczna technika (nie przesadzam, każdy wie, jak technologia idzie naprzód).

          Niestety nie mogę z tym zgodzić. Być może jest to technika trochę archaiczna, ale w tym konkretnym przypadku nie ma to większego znaczenia. $pryt, pomyśl przez chwilę logicznie – sam napisałeś wyżej, że przyczyną katastrofy Columbii nie był jej zaawansowany wiek – a więc dlaczego krytykujesz wahadłowce skoro te maszyny cały czas robią to, do czego zostały zaprojektowane? Co z tego, że są stare? Stare ale jare. Te maszyny mają latać w kosmos i potem wracać na ziemię – i to właśnie robią. Sprzęt kosmiczny ma być skuteczny i niezawodny, a nie za wszelką cenę nowy. Czy według ciebie nowy CEV przez kilka pierwszych lat będzie bardziej niezawodny niż wahadłowce obecnie???

          > Wszystko wymaga czasu. Zwykle tak jest, że najpierw projektuje się coś w komputerze, później dopiero następuje budowa (czy to nie przypadkiem twoje własne słowa Marcin?).

          Ech, cholera… pewnie, że moje.

          >A kasa zawsze się znajdzie, mówimy przecież o budżecie amerykańskim.

          I tu niestety nie do końca się z Tobą zgadzam. Kasę Amerykanie faktycznie może i mają, ale problem w tym, że mają również cholerne opory, by wydać tą kasę na loty kosmiczne.

          > Oczywiście, że to obecnie trudne zadanie: zgranie wystarczającej ilości kasy + odpowiedni czas dla wszystkich procesów produkcyjnych. Właśne dlatego wahadłowce mają iść do muzeum, bo tylko w tym przeszkadzają.

          W jakim sensie przeszkadzają? Przecież podjęto już decyzję, że wahadłowce zostaną odstawione w 2010 roku. Podjęto też decyzję o budowie zupełnie nowej floty. Chodzi o to, że w tej chwili nie mamy nic lepszego od wahadłowców. Pisał o tym Oskar – wahadłowce są nam dzisiaj absolutnie niezbędne do tego, by dokończyć budowę ISS, zresztą o wahadłowcach pisałem wyżej.

          >Po za tym loty na Księżyc zorganizowano w ciągu 10 lat, a nie był to optymizm, lecz czysta fantastyka. Realia może były inne, ale zasadę wyzwania można zastosować i dzisiaj, choć nikomu się do tego nie pali, a szkoda!

          Hmm.

          > Wbrew pozorom loty w kosmos to fascynujące wydarzenia, którymi interesuje się ponad połowa społeczeństwa amerykańskiego, ale tylko w przypadkach, jeśli dzieje się coś nowego

          Na przykład wtedy, gdy efektownie eksploduje wahadłowiec zabijając przy tym całą siedmioosobową załogę.

          > przekracza się kolejną granicę, jak np. lądowanie na Księżycu. Jednak już Apollo 13 był rutynowym lotem.

          No właśnie – okazało się jednak, że nie był to lot rutynowy, bo w czasie tej misji zagrożone było życie trzech astronautów. Wtedy też skupiło to uwagę opinii publicznej. I jeszcze jedna kwestia – pierwsze loty CEV będą również skupiać uwagę tłumu (szczególnie wtedy, gdy CEV eksploduje, a jeszcze bardziej wtedy, gdy zginie przy tym cała załoga). Późniejsze loty CEV będą już jednak rutynowe i bardzo niewielu ludzi będzie się tym interesować (chyba, że jakiś CEV znowu się rozwali)

          > Czy uważasz, że kolejna, ponadsetna misja wahadłowca może zwracać powszechną uwagę, wywoływać fascynację i ogólne poparcie dla programu kosmicznego?

          Zgadzam się. Pamiętam te misje wahadłowców z lat dziewięćdziesiątych, Prawie nikt się tym wtedy nie interesował. W Białym Domu zasiadali wtedy lalusie z partii demokratycznej. Gospodarka rosła w górę, a budżet NASA z każdym rokiem obniżano. W latach dziewięćdziesiątych prawie nikt w NASA nie chciał mówić o planach załogowej wyprawy na Marsa. Inną „dalekowzroczną” decyzją (The)Bila Clintona, w czasie jego prezydentury, było zaprzestanie wszelkich prac nad budową kosmicznych reaktorów jądrowych.

          > Biurokracja zawsze powstrzymuje przed dalszym rozwojem.

          Otóż to.

          > Proszę, wybacz mi,ale nie zejdę na ziemię. Nie zacznę myśleć, jak to określiłeś, bardziej trzeźwo. Chore czasy są, więc trzeba je zmieniać, zamiast tylko utwierdzać się w przekonaniu, że niewiele można zrobić! Jeśli większość będzie dalej tak myśleć (bo już myśli), skutki będą opłakane. Trzeba dać sobie w pysk i obudzić się z tego letargu, pójść naprzód. Krótko mówiąc trzeba zrobić coś, żeby przemówić ogółowi do jego pierwiastka ludzkiego, w chwili obecnej zatraconego. Przestańmy do cholery myśleć, że ja czy Ty niewiele możemy zmienić. Takim rozumowaniem wykopujecie już nieświadomie grób ludzkości. Zmienić ten stan rzeczy możemy, wręcz musimy, choćbyśmy zaczynali od rzeczy najmniejszych! Wystarczy zaledwie nutka tego „hurra optymisty”, by zabić nasz pesymizm. Musicie to zrozumieć. To jest bardzo ważne.

          Hmm. Jakbym czytał swoje teksty sprzed trzech czy czterech lat 😉 Bo ja wiem… cholera… może masz rację… Ja po prostu oddzieliłem to, co w tej chwili można zrobić (przy pomocy aktualnie dostępnych środków) od tego, co chciałbym, by zrobiono, a to niestety nie jest to samo. Kiedyś też w pojedynkę chciałem zmieniać świat… W pewnym momencie zdałem sobie jednak sprawę, że nie jest to niestety niemożliwe… Ale mimo to – uwierz mi – naprawdę się staram, cały czas się staram…

          > Może i masz rację, bo umowy wiążące budowę ISS są silne, oraz większość osób myśli, że jak się coś zaczyna, to trzeba to skończyć. Ale nie zgodzę się, że ISS jest potrzebna do lotu Marsa. Jest potrzebna, jeśli chodzi o przedłużenie programu prowadzącego do lądowania na Czerwonej Planecie, ale do samych misji marsjańskich nie jest potrzebna.

          Pewnie, że nie jest potrzebna. Powiem więcej – nawet zbudowanie bazy naukowej na Księżycu nie jest potrzebne do tego, by wysłać ludzi na Marsa. Pisał przecież o tym Robert Zubrin. Nie o to mi chodziło. Staram się po prostu patrzeć na to wszystko realnie, przedstawiać sytuację taką, jaką ona jest, a nie taką jaką chciałbym żeby była. Rozumiesz? W tej chwili wiem już, że w obecnej sytuacji społeczno-ekonomicznej nie jest już możliwy tak potężny zryw jaki miał miejsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy Amerykanie podjęli decyzję o tym, że wyślą swoich ludzi na Księżyc. To już nie te czasy – nie ma już ducha rywalizacji między mocarstwami; brakuje wybitnych, odważnych, mających ogromny autorytet polityków, pod skrzydłami których zrealizowałoby się całe przedsięwzięcie; zmieniły się priorytety, co w jakimś stopniu wynika z wspomnianego braku rywalizacji; społeczeństwo (czyli po prostu ludzie) spoczęło na laurach – jest zblazowane, rozleniwione, nie widzi dalekosiężnych celów, statyczne, odidealizowane (zawsze uważałem, że postmodernizm to choroba naszych czasów, która doprowadzi nas do zguby) co również wynika z tego, o czym napisałem wcześniej, itd. itd. Po prostu – dno, zastój, stagnacja itp. I raczej nie zanosi się na rychłą poprawę sytuacji. Pisząc o konieczności dokończenia budowy ISS chodziło mi po prostu o to, że sposób, w jaki buduje się dzisiaj ISS, odzwierciedla aktualną kondycję naszej cywilizacji, jeśli chodzi o załogową eksplorację kosmosu, i tyle. Rozumiesz? Sposób i tempo w jakim budujemy ISS jest właśnie wyznacznikiem naszych aktualnych zdolności do zorganizowania tak potężnego zadania jakim będzie załogowa wyprawa na Marsa. Fakty są takie, że sposób i tempo w jakim buduje się ISS oraz to ile wpompowano w to już kasy nakreśla nam obecny obraz sytuacji, a sytuacja ta, to po prostu obraz nędzy i rozpaczy. $pryt – pewnie, że chciałbym by ludzie wreszcie się zmobilizowali i wzięli się do roboty, żeby w końcu naprawdę poważnie zaczęli się przygotowywać do wysłania ludzi na Marsa i żeby nastąpiło to za 10 lub najwyżej 15 lat, a nie 20 lub 25 lat. Gdybym w ciągu całego swojego dotychczasowego życia zarobił 50 miliardów dolarów, i jeśli tyle dokładnie kasy byłoby potrzebne na zorganizowanie kilku pierwszych wypraw na Marsa, to ja oddałbym na potrzeby tego przedsięwzięcia owe 50 miliardów dolarów bez chwili namysłu, nawet gdybym miał potem do końca życia odżywiać się tylko chlebem i wodą. Spójrz sobie, na co wydają kasę amerykańscy miliarderzy. Gdyby każdy z nich przeznaczył kilka procent swojej ogromnej fortuny na zorganizowanie załogowej wyprawy na Marsa, to problem ze zebraniem na to kasy rozwiązałby się od razu. Ale nie martw się aż tak bardzo $pryt, bo jakiś tam postęp mimo wszystko jest. Ostatnio, gdzieś chyba na stronach internetowych NASA, rzucił mi się w oczy artykuł o tym, że NASA wybrała producenta silników, które będą służyły na potrzeby tego ich programu powrotu na Księżyc. Coś się jednak dzieje. Bardzo powolutku do przodu. Lepsze to, niż nic. Wydaje mi się, że gdyby władzę w Białym Domu dzierżyli teraz postmodernistyczni lalusie z partii demokratycznej, to zorganizowanie załogowej wyprawy na Marsa nastąpiłoby gdzieś tak za 50 lat, albo jeszcze później. Głowa do góry 😉 A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

        8. Marcin    

          Azzie, co z tą reedycją postów? 😉 — „W pewnym momencie zdałem sobie jednak sprawę, że nie jest to niestety niemożliwe…”

          Tfu, ale byk 🙂 Powinno być „(…) nie jest to niestety możliwe…”. $pryt się ucieszy z tego błędu 😉

          Pozdrawiam, Marcin

        9. Oskar.K    

          Małe uwagi — Polityka, polityka, najważniejsze że zegar misji STS-121 tyka…:-)
          A pan Nixon,który powiedział NASA „dziękujemy, jesteście już niepotrzebni” był z Republikanów…
          A pan John Fitzgerald Kennedy był zaś Demokratą…
          A podczas ostatnich wyborów w Stanach pan Bush jr.(Republikanin) był za programem lotów na Księżyc i Marsa, a jego kontrkandydat pan John Kerry(Demokrata) był przeciwny… Więc tylko się cieszyć że wygrał właściwy kandydat.
          A tak naprawdę to jak ma się to kto zasiada w Białym Domu do tego że na rok zawieszono loty wahadłowców, po locie Discovery w 2005r.?
          Czy w NASA nie ma nikogo odpowiedzialnego za takie decyzje?Czy wszyscy szefowie NASA muszą pytać się „Centrali”: to puszczamy ten wahadłowiec czy nie?Czy jest to zależne od wpływowych osobistości w Waszyngtonie, takich jak powiedzmy prezydent, wiceprezydent, przewodniczący większości w Kongresie, prezes Sądu najwyzszego,prezes Federal Reserves, Pierwszej Damy, psa prezydenta…(o stażystkach w Białym Domu, przez wzgląd na dobre obyczaje, nie będziemy wspominać…).
          Za pozwoleniem, odpowiem sobie sam.O tych sprawach decydują wspomniani przez Marcina, inteligentni ludzie z NASA.Fakt że my krytykujemy ich decyzje, dowodzi że uważamy się za inteligentniejszych od nich…
          Ale trzeba przecież mieć wiarę w siebie, doceniać swoje zdolności.
          Inteligentni ludzie z NASA są równocześnie ludźmi bardzo skromnymi(co dobrze o nich świadczy), potrafiącymi przyznać racje innym.Toteż gdy prasa rok temu już ostrzyła sobie zęby na ewentualną katastrofę, i tu i ówdzie „odkrywała” domniemane błedy Agencji i „krytyczne” uszkodzenia promu, to przyznano jej rację, promy są BARDZO niebezpieczne, do hangaru z nimi.Mam taki jeden artykuł, rok temu podczas lotu kupiłem sobie „Przekrój” bo na okładce było o tym locie(było to podczas lotu, pomiędzy startem , a lądowaniem).A w środku: ho, ho, ho samo narzekanie, piszą że „katastrofa wisi w powietrzu”, „Discovery uległ tak poważnym uszkodzeniom że pod znakiem zapytania stanęła możliwość powrotu” itp.Magazyn pożyczyłem koledze, jako przykład medialnej manipulacji, niestety do tej pory nie mogę go wydębić z powrotem.Może po upublicznieniu całej sprawy…
          Opisany przykład jest oczywiście skrajny, ale nie znaczy to że inne media znały się na rzeczy.Inteligentni ludzie z NASA są świadomi zagrożeń i decydują się na wykonanie „niezbędnych”(i ryzykownych) napraw(oczywiście teraz mogą wszyscy pisać że „testowali”, „zbierali cenne doświadczenia” itp.).A po powrocie promy rok bimbają…
          Inni inteligentni ludzie z NASA natomiast zaprojektowali zarówno promy
          jak i stację kosmiczną, którym teraz masowo wytykamy błędne założenia.Tego podejrzewam, nie zrobiłby żaden prezydent, ani inny rasowy polityk(taki który miałby szansę w wyborach).Wyższym decydentom te projekty były tylko podsuwane pod nos razem z piórem do podpisu.
          Ale tutaj można i należy się doszukiwać winy polityków.Dlaczego właśnie podsuwano im te projekty a nie inne?Bo były „akceptowalne politycznie”.To nie taki projekt wahadłowca cieszył sie w NASA największą estymą, raczej projekty dwuczłonowych samolotów rakietowych.Tyle tylko że koszt ich opracowania byłby większy niż opracowania wahadłowca takim jaki jest obecnie, takie są realia techniczne.Poza tym żeby prom w ogóle powstał, NASA musiała zawrzeć umowę z Departamentem Obrony, dla Departamentu była to umowa marzenie.NASA zrobi dla nich(i przy okazji dla siebie) pojazd wedle ich życzeń, no i oczywiście za własne pieniądze.My tylko musimy powiedzieć że tak, chcemy żeby NASA mogła to zrobić.
          Czyżby w NASA brakowało asertywności, walki o swoje, a może lobbystów(może nie mają znajomości ze stażystkami…).Bo pewna grupka ludzi zawsze byłaby zainteresowana tym tematem, i jest to podejrzewam, grupka całkiem spora.Może trzeba by w razie czego(gdyby ktoś się dobierał do forsy), krzyczeć ze to zbrodnia na narodzie że w latach 70-tych popełniono niewyobrażalną pomyłkę zaprzestając lotów księżycowych, że nie możemy popełnic znów tego samego błędu itp.Ale tak czy siak warto zadbać sobie o lepszą prasę.Niezależnie od tego czy prasa atakuje NASA słusznie czy niesłusznie.
          Jeszcze o szefostwie Agencji.Jest ono mianowane WŁAŚNIE przez polityków.
          Może dlatego tak trudno jest im postawić na swoim.
          Ale za to nie trudno jest robić tego czego publika oczekuje.Przed katastrofą Challengera dbano przede wszystkim o to by wypełnić grafik lotu, nieważne że coś tam na dole spekulują o wytrzymałości uszczelek…
          Teraz jest dokładnie odwrotnie, grafik w kąt, na sercu leży by pianka nie poodpadała.
          Jeszcze jeden przykład.W złotych czasach programu Apollo, NASA wysłała misję Apollo 10 by dokonać generalnego testu przed lądowaniem na Księżycu.Więc Saturn V wyniósł cały zestaw Apollo w kierunku Księżyca, by na jego orbicie przeprowadzono ostateczne testy.Polegały one na tym,
          że obnizono peryselenium ladownika do 15km. co było normalne przed lądowaniem- manewr właściwie trywialny w porównaniu z samym lądowaniem.Nie przetestowano właściwie nic nowego w porównaniu z misja Apollo 9 i w mojej opinii zmarnowano okazję na jeszcze jedno lądowanie.
          Ale czasu było sporo, Sowieci daleko w tyle, kasy w bród(ale już niedługo 69r.- pierwsze cięcia na horyzoncie), to trzeba jeszcze o bezpieczeństwo astronautów zadbać…
          STS-1.Lot 2 lata po terminie, problemów z wahadłowcem tysiące.Ale już za dziewiczym lotem wysyłamy astronautów w kosmos.Wszelkie poprzednie statki były testowane najpierw w lotach bezzałogowych.
          Jak widać priorytet zmiennym jest…Czyżby opóźnienia były kopem który wykopał Columbię na orbitę.
          A dzisiaj kopem dzięki któremu kwestia podróży księżycowych powróciła jest katastrofa właśnie tejże Columbii.Wcześniej NASA planowała wykorzystywać wahadłowce do 2020 r.- co oznaczało że przez ten czas nie potrzebowaliby nic innego.To właśnie katastrofa uswiadomiła nam że jesteśmy zapóźnieni- i chodź to brzmi cynicznie, należy to wykorzystać(wspomniani wyżej lobbyści/stki i public relations).Jest to mocniejszy argument niz gadanie co może przynieść dla ludzkości budowa stacji kosmicznej(bo tego tak naprawdę w pełni nie wiemy- nic , albo naprawdę rewolucyjne produkty, czy lekarstwa).I bardziej przemawia do wyobraźni.
          Na co wydają fortuny amerykańscy miliarderzy, na filantropię szczepionki dla Afryki, badania nad zwalczaniem AIDS itp.Było o tym ostatnio głośno.I ciężko im tu coś zarzucić, czy powiedzieć ze powinni wydawać na eksplorację kosmosu.Nie tędy droga(choć gdyby któryś…)
          I jeszcze na zakończenie słówko o skafandrach marsjańskich.Jest to co prawda rozbieżna kwestia, ale skafandry radzieckich selenonautów można oglądać w muzeum…

          (miało wyjść śmiesznie, wyszło całkiem poważnie)

        10. Oskar.K    

          Sam się domyśl jaką książkę… — Wspomniany CM- The Case foe Mars

        11. Oskar.K    

          A ja chciałbym mieć ????????????????, albo nawet więcej…

          > Podoba mi się ten fragment – „miliard lub
          > też więcej” A o ile więcej? Dwa miliardy?? Pięć
          > miliardów????? Dziesięć miliardów??????????
          Mnie ten fragment też się podoba.Gratuluję pomysłu oznaczania 1 mld USD jako znaku „?”…:-)

  5. Marcin    

    O w mordę jeża!!! — Looknijcie sobie na tego linka:

    http://www.nasa.gov/mission_pages/exploration/main/index.html

    Nowa rakieta, dzięki której Amerykanie polecą na Marsa, będzie się nazywać dokładnie tak, jak to wymyślił sobie Robert Zubrin i jego kolesie z firmy Martin Marietta, czyli ARES!!! Good bless America! 😉 A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

    Pozdrawiam, Marcin

    1. Michał M.    

      Kiedy startuje STS-121

      > Nowa rakieta, dzięki której Amerykanie polecą na Marsa, będzie
      > się nazywać dokładnie tak, jak to wymyślił sobie Robert Zubrin
      > i jego kolesie z firmy Martin Marietta, czyli ARES!!! Good bless
      > America! 😉 A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

      Prędzej Pluton stanie się planetą niż Amerykanie wylądują na Marsie:) Bush nie Kennedy, nie ma charyzmy.

      Przy okazji: Kiedy startuje misja STS-121. Jakoś sprawa ucichła, nic się nie pisze… Czyżby prom powędrował do hangaru?

      1. $pryt    

        Misja w toku

        > Przy okazji: Kiedy startuje misja STS-121. Jakoś sprawa ucichła,
        > nic się nie pisze… Czyżby prom powędrował do hangaru?

        Eeeee… przecież prom już dawno wystartował. Przycumował do ISS i rozpoczęły się prace na orbicie. Czemu AstroNET milczy?

        1. Marcin    

          Hmm.

          >> Przy okazji: Kiedy startuje misja STS-121. Jakoś sprawa ucichła,
          >> nic się nie pisze… Czyżby prom powędrował do hangaru?
          >
          > Eeeee… przecież prom już dawno wystartował. Przycumował do ISS
          > i rozpoczęły się prace na orbicie.

          Oj $pryt, $pyt…

        2. Michał M.    

          Prom jest na Florydzie

          > Eeeee… przecież prom już dawno wystartował. Przycumował do ISS
          > i rozpoczęły się prace na orbicie.

          Prom NA PEWNO nie wystartował. Gdyby było inaczej, napisano by o tym w AstroNecie. Tego jestem pewien. Wystarczy przejrzeć dokumentację z poprzednich misji, żeby przekonać się, że redaktorzy zawsze sporo o misjach pisali. Start, cumowanie, spacery, odłączenie, lądowanie. Tym razem nie ma nic. Wniosek: Prom jest wciąż na Florydzie.

        3. $pryt    

          Chwileczkę — Co to za głupia przepychanka słowna panie Michale? Niepodoba mi się to. AstroNET tym razem sobie odpuścił, a prom wystartował, to jasne jak słońce, wystarczy chociażby wejść na stronę NASA, by się o tym przekonać.

        4. Michał M.    

          To jest upadek serwisu

          > Co to za głupia przepychanka słowna panie Michale?

          Nie pierwsza.

          > Niepodoba mi się to.

          A mnie się nie podoba, że redakcja AstroNetu nic nie robi.

          > AstroNET tym razem sobie odpuścił,

          Wszyscy od lat mają portal w nosie. Odpuszczenie misji nie mieści się w zasadach portalu. Pisaliśmy o takich misjach ZAWSZE.

          > a prom wystartował,
          > to jasne jak słońce, wystarczy chociażby wejść na stronę NASA,
          > by się o tym przekonać.

          Po co w takim razie AstroNet. Poza tym są tacy, którzy angielskiego nie znają.

          W najbliższym czasie będę wnioskował (do odpowiednich gremiów) o likwidację AstroNetu. I liczę, że wniosek będzie miał większość.

      2. Marcin    

        Cholera, co tu zrobić, by przykuć uwagę tłumu? 😉

        > Przy okazji: Kiedy startuje misja STS-121. Jakoś sprawa ucichła,
        > nic się nie pisze…

        Może dlatego, że to ma być lot rutynowy? 😉

        Pozdrawiam, Marcin

    2. $pryt    

      Inspiracja — Widziałem stronkę z tego linka parę dni temu i mnie również w pierwszym momencie zaskoczyła nazwa rakiety Ares i budowa rodem z Mars Direct. Coś tam jednak czerpią z jego osiągnięć, ale to tylko wstępne szkice.

      1. Marcin    

        Jeszcze tylko dwa dni urlopu.

        > Widziałem stronkę z tego linka parę dni temu i mnie również w
        > pierwszym momencie zaskoczyła nazwa rakiety Ares i budowa rodem z
        > Mars Direct. Coś tam jednak czerpią z jego osiągnięć, ale to tylko
        > wstępne szkice.

        Nie tylko nazwa i konstrukcja ciężkiej rakiety nośnej, ale również korzystanie w czasie misji z silników na metan, a więc… w przyszłości wykorzystywanie paliwa wytwarzanego na Marsie. Zresztą – również mnóstwo innych pomysłów Zubrina i jego kolegów. Materiałem wyjściowym dla planistów z NASA był właśnie projekt Mars Semi-Direct. Zasługi Zubrina są na tym polu ogromne, i należy się tylko z tego cieszyć.

        Tak więc kolego $pryt – nie jest aż tak źle, jak to niektórzy pesymiści próbują przedstawiać. Należy cieszyć się z tego co jest – lepsze to niż nic. Po latach zastoju coś wreszcie drgnęło. W tej chwili boję się tylko tego, że po Bushu jr. kolejnym prezydentem zostanie znowu jakiś mądrala pokroju (the)Billa Clintona, który rozwali wszystko w drobny mak. Choć, gdyby się temu bliżej przyjrzeć, to można dojść do wniosku, że jest już po prostu zbyt późno, by wszystko zaprzepaścić. Podjęto już decyzję o wycofaniu w 2010 roku wahadłowców i po tym, co się stało w lutym 2003 roku, nikt nie odważy się tej decyzji zmienić. A skoro wycofujemy wahadłowce, to przecież czymś w kosmos musimy latać – to oczywiste (bo nie wchodzi w grę opcja, że Amerykanie w ogóle przestaną w kosmos latać). Poza tym cała ta obecna sytuacja zaczyna być irytująca dla coraz większej ilości ludzi. Zbliża się czterdziesta rocznica lądowania ludzi na Księżycu, a my od tamtego czasu stoimy w miejscu i kręcimy się w kółko. Trzeba wreszcie zrobić kolejny krok, czy komuś to się podoba czy nie. Taka jest prawda. Hmm… Tak przynajmniej mi się wydaje. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

        Pozdrawiam, Marcin

        1. $pryt    

          Księżycowe zasiedzenie — Jedyne co mnie martwi, to to, że ten spektakularny powrót na Księżyc nie będzie taki wielki. W 2008 roku ma już wystartować sonda Lunar Reconnaissance Orbiter, która będzie badać zacienione miejsca na Srebrnym Globie, gdyż znajdujący się tam lód może być „podstawą” do zbudowania bazy:

          http://lunar.gsfc.nasa.gov/missions/index.html

          Boję się, że NASA wplącze się w budowę kolejnej, wielkiej infrastruktury kosmicznej, która będzie czerpać z budżetu amerykańskiego o wiele więcej, niż ISS. Jak wiemy, na Księżycu nie ma zbyt wiele, można tam co prawda uzyskać energię słoneczną i na upartego produkować paliwo, ale całe zaopatrzenie musi przychodzić z Ziemi. W Basenie Aitkena możemy zabawić i kilkadziesiąt lat, wydając miliardy dolarów tylko po to, by w locie na Marsa uzyskać mniejszą różnicę prędkości i ewentualnie budować teleskopy. Możemy więc jeszcze długo poczekać, aż powstanie pierwsza, samowystarczalna i komercyjna baza na Marsie 🙁

        2. Marcin    

          Jeszcze tylko jeden dzień urlopu.

          > Boję się, że NASA wplącze się w budowę kolejnej, wielkiej
          > infrastruktury kosmicznej, która będzie czerpać z budżetu
          > amerykańskiego o wiele więcej, niż ISS.

          Nie sądzę kolego $pryt. Faktem jest, że Bush jr. nie jest zbyt inteligentny, ale ważniejsze jest to, że ma inteligentnych doradców, a jeszcze ważniejsze jest to, że potrafi tych doradców słuchać. Doradcy ci (i myślę, że sam Bush jr. również) doskonale pamiętają koszmarną wpadkę ojca obecnego prezydenta, jaką była wspomniana tu niedawno Inicjatywa Badań Kosmicznych (Space Exploration Initiative), choć muszę Ci się przyznać $pryt, że również mam bardzo poważne wątpliwości co do sensu budowania jakichś baz na Księżycu przed wyprawą na Marsa. Również uważam, że budowa takich baz pod względem logistycznym nie będzie łatwym zadaniem (mówiąc bardzo delikatnie). Wspominasz również o planowanej misji Lunar Reconnaissance Orbiter. Według mnie, nie można wykluczyć tego, że w przypadku, gdy na Księżycu nie zostanie znaleziony lód wodny, z planu budowy bazy Amerykanie po prostu zrezygnują, gdyż uznają, że ta cała zabawa jest zbyt kosztowna i nie warta świeczki. Oczywiście nie powinno to mieć żadnego związku z załogową wyprawą na Marsa. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

        3. $pryt    

          Obawy

          > Wspominasz również o planowanej misji
          > Lunar Reconnaissance Orbiter. Według mnie, nie można wykluczyć tego,
          > że w przypadku, gdy na Księżycu nie zostanie znaleziony lód wodny,
          > z planu budowy bazy Amerykanie po prostu zrezygnują, gdyż uznają, że
          > ta cała zabawa jest zbyt kosztowna i nie warta świeczki.

          Mnie właśnie martwi co będzie, jeśli lód zostanie jednak znaleziony, a Amerykanie nie zdadzą sobie sprawy z bezsensu całego przedsięwzięcia. Z tego co czytam na stronach NASA, ich vision exploration dotyczy głównie misji księżycowych, a wszelkie wzmianki o Czerwonej Planecie są tego typu „i być może również kiedyś w przyszłości, na przykład w lotach na Marsa”. Unowocześniony Apollo CEV może na ISS oraz Księżyc poleci, ale na Marsa już nie (czego nie mówię o rakiecie Ares).

        4. Oskar.K    

          Bez obaw — Może i lód zostanie znaleziony, ale wątpie czy to coś da.Tak naprawdę to tego lodu jest niewiele, za to może być on rozproszony na dużym obszarze.A przesypywanie ton pyłu i piasku księżycowego w poszukiwaniu paru kryształków lodu(co przypomina wypłukiwanie złota), to raczej niezbyt pewny sposób na zaspokojenie pragnienia.
          Co do baz.Pojęcie bazy jest dość szerokie.Możesz nazwać bazą parę ciśnieniowych namiotów, pojedynczy moduł mieszkalny, albo kolonie jak z Odysei Kosmicznej 2001.Zbudowanie pierwszych dwóch wariantów jest dzisiaj wykonalne , w przeciwieństwie do trzeciego.Żeby zbudować naprawdę dużą bazę, obojętnie czy na Księżycu czy na Marsie, potrzebujesz na dane ciało wysłać masę ludzi i masę sprzętu, nawet(a może właśnie dlatego) jeśli korzystasz z lokalnych zasobów.
          Ktoś tu wspomniał o komercyjnej bazie na Marsie.Hmm…………………………………………………………………………………………………………..
          A jeszcze dłużej niż to „Hmm…” nikt nie wysłał człowieka na ORBITĘ komercyjnym statkiem.
          Tak naprawdę co nam zagradza drogę w kosmos, to wysokie ceny wynoszenia wszystkiego na orbitę.Te ceny dyktuje nam przyroda, są konieczne przecież naprawdę kosmiczne prędkości, żeby to osiągnąć.A nie tak prosto je osiągnąć, a co za tym idzie nie tak łatwo jest zbudować tani system wynoszenia ładunków w kosmos.Promy są tutaj najlepszym przykładem…

        5. Marcin    

          Jutro do pracy (uff… wreszcie…).

          > Z tego co czytam na stronach NASA, ich vision
          > exploration dotyczy głównie misji księżycowych, a wszelkie wzmianki
          > o Czerwonej Planecie są tego typu „i być może również kiedyś w
          > przyszłości, na przykład w lotach na Marsa”.

          Hmm… Bo ja wiem… Ostatnio poświęciłem sporo czasu przeglądając sobie strony NASA i… często spotykałem się tam ze zdaniami typu: „(…) that will return humans to the moon and later take them to Mars (…)”, “(…) to go to the moon and later to Mars(…)”, “(…) to return to the moon, then travel to Mars (…)”, więc nie do końca mogę się z Tobą zgodzić. Powiem więcej – według mnie to już nie są przelewki. Amerykanie mówią wyraźnie – „chcemy lecieć na Marsa”. Pytanie tylko – kiedy? Po prostu – całą sprawę trzeba rozgrywać spokojnie i z głową.

          Tak przy okazji – muszę koniecznie pobrać sobie te dwa pliczki:

          http://www.nasa.gov/pdf/151419main_aresI.factsheet.pdf

          http://www.nasa.gov/pdf/151420main_aresV.factsheet.pdf

          Później z rozkoszą zagłębię się w lekturze tych pdf-ów. A poza tym uważam, że Pluton nie jest planetą.

          Pozdrawiam, Marcin

  6. bart    

    Special effects in space !!! — WOW!!! Jeżeli ktoś ogląda właśnie briefing na nasa tv = co za niesamowity klip przysłał Wayne Hale, który oglądał rozmontowywanie srb. W misji sts121 każda z rakiet wyposażono w trzy kamery. Ośmiosekundowy podgląd tego co zobaczymy jutro pochodzi z dolnej kamery prawej srb jeżeli się nie mylę. Widok niesamowity!!!

  7. bart    

    źródło filmików z sts-121? — Mam prośbę. Szukam plików z sts-121. Niestety większość to strumienie i to w dodatku w nienajlepszej jakości. Jeżeli ktoś wie gdzie mógłbym znaleźć pliki np. w formacie mov to byłbym wdzięczny za podanie źródła.

Komentarze są zablokowane.