Robert Lull Forward argumentował kiedyś, że bezcelowym byłoby rozpoczynanie międzygwiezdnej misji. Jako wyjaśnienie podał prostą sytuację, że zakładając postęp nauki, astronautyki i silników rakietowych, sonda wystrzelona wiele lat wcześniej i tak znalazłaby się u celu później niż jej następcy. Dziś do listy jego argumentów można dodać misję Hayabusa 2 – nauka bowiem ponownie wyprzedziła śmiałe ludzkie plany.
W ramach przygotowań astronomowie użyli obserwatoriów na całym świecie do zbadania planetoidy 1998 KY26, która jest celem podróży. Jak się okazało, jest prawie trzykrotnie mniejsza i obraca się znacznie szybciej, niż do tej pory uważano, co drastycznie komplikuje planowane manewry, w tym rzeczywiste dotknięcie tego ciała. Pojawiły się też pytania: czy sonda w ogóle zdoła dotrzeć do asteroidy?
Wizualizacja manewru dotknięcia sondy i planetoidy.
Wcześniejsze dane wskazywały, że planetoida ma około 30 metrów średnicy i dokonuje obrotu w ciągu około 10 minut. Natomiast obecne – 11 metrów szerokości. To duży skok, lecz nie na tyle istotny, by zaprzepaścić całkowicie prawdopodobieństwo udania misji (nie wspominając o niedotarciu do ciała – wystarczy mała korekta trajektorii). Gorsza jest zmiana w prędkości obrotu. Jak wskazuje astronom Toni Santana-Ros, naukowiec z Universidad de Alicante w Hiszpanii, który kierował badaniami 1998 KY26 opublikowanymi dzisiaj w Nature Communications:
„Jeden dzień na tej planetoidzie trwa zaledwie pięć minut!”
Jest to dobry wynik dla chętnych do oglądania zachodów słońca, natomiast nieszczególnie korzystny dla misji. Wymusi duże zmiany we wspomnianym manewrze i ostateczny przebieg zapewne zostanie przypieczętowany niedługo przed jego rozpoczęciem. Mimo tego warto zaznaczyć, że 1998 KY26 to drugorzędny cel dla misji Hayabusa 2. Właściwe zadanie sondy już zostało wykonane, bowiem w swojej oryginalnej misji Hayabusa 2 eksplorowała 900-metrową planetoidę 162173 Ryugu w 2018 roku, dostarczając próbki z planetoidy na Ziemię w 2020 roku. Jedynie ze względu na to, że pozostało paliwo, sonda została wysłana na rozszerzoną misję aż do 2031 roku, aby dowiedzieć się więcej o najmniejszych obiektach tego rodzaju w naszym Układzie Słonecznym. Odkrycie, że ciało to jest mniejsze, niż wcześniej sądzono, jest więc atutem, a nie problemem dla misji.
Obserwacje pokazały również, że planetoida ma jasną powierzchnię i prawdopodobnie składa się z litego kawałka skały, który może pochodzić z fragmentu planety lub innej planetoidy. Zespół nie był w stanie całkowicie wykluczyć możliwości, iż planetoida jest zbudowana ze sterty luźno złączonego ze sobą gruzu, lecz powyższe odkrycie rokuje dobrze dla powodzenia misji.
Pozostaje jedno pytanie: dlaczego dopiero teraz się o tym dowiedzieliśmy? Otóż jak artykuł ten dobitnie powtarza, planetoida ta jest bardzo mała. Zatem jest bardzo słabo widoczna, a badanie jej wymaga poczekania na zbliżenie do Ziemi i użycia wielkich teleskopów, takich jak należący do ESO teleskop VLT na chilijskiej pustyni Atakama.
Porównanie rozmiaru asteroidy 1998 KY26 i jednej sekcji należącego do ESO Very Large Telescope.
Wobec tego wszystkiego dalsze losy misji nie są tak straszne jak mogłoby się wydawać – pod warunkiem że na 1998 KY26 nie ma żadnych baobabów. Dla dobra misji miejmy nadzieję, że pozostały w wyobraźni Małego Księcia.