Zdjęcie w tle: Wikimedia Commons

Latem 1976 roku jednostki lotnicze w Polsce otrzymały rozkaz: wytypować najlepszych pilotów. Mieliby oni uczestniczyć w rekrutacji do, póki co ściśle tajnego, programu. Młodzi i ambitni lotnicy podejrzewali, że stawka jest wysoka, więc dzielnie przechodzili wymęczające testy wytrzymałościowe i psychologiczne oraz badania lekarskie. Po kilku tygodniach wyłoniono dziesięciu najlepszych; wtedy to dowiedzieli się, że jeden z nich zostanie kosmonautą w ramach programu Interkosmos.

Logo misji Sojuz 30.

Interkosmos był radzieckim programem kosmicznym mającym na celu umożliwienie państwom bloku wschodniego udział w lotach na niską orbitę okołoziemską (ang. Low Earth Orbit, LEO) i międzynarodową współpracę. Za tymi hasłami kryły się propagandowe motywy ZSRR. Dla Polski Interkosmos miał stanowić dowód przyjaźni polsko-radzieckiej, a także zwiększyć atrakcyjność socjalistycznego systemu – szczególnie po szarej, często wręcz ascetycznej rzeczywistości pogomułkowskiej.

Program współpracy w ramach Interkosmosu został przyjęty na zjeździe w 1967 roku w Moskwie. Ustalono m.in., że projekt nie będzie miał wspólnego budżetu – ZSRR zajmie się wystrzeliwaniem rakiet ze swoich kosmodromów, a pozostałe państwa stworzą potrzebną infrastrukturę, tj. satelity i inne apartury badawcze. Z tego powodu Prezydium Polskiej Akademii Nauk 29 września 1966 roku powołało Centrum Badań Kosmicznych (CBK PAN). W okresie sprzed zmiany ustrojowej powstało tam kilkadziesiąt czujników i elementów konstrukcyjnych rakiet i satelitów.

Choć początkowo w projekcie Interkosmos loty przeprowadzano bez załogi, to władze ZSRR planowały nadać programowi ludzką twarz. Wkrótce do udziału w misjach zaproszono uzdolnionych lotniczo obywateli państw bloku wschodniego. Na pierwszy ogień poszły Czechosłowacja, Polska oraz NRD. Kolejność ta nie była przypadkowa; dziesięć lat wcześniej w Czechosłowacji odbywały się liczne protesty przeciw komunistycznemu systemowi, które zostały stłumione. Umożliwienie Czechosłowakowi lotu w pierwszej kolejności stanowiło swego rodzaju uhonorowanie mające na celu szerzenie propagandy dobra radzieckiego narodu.

Z grupki polskich lotników został wybrany Mirosław Hermaszewski. Miał on lecieć w misji Sojuz 30 wraz z Rosjaninem Piotrem Klimukiem, dowódcą misji. Większość procesu przygotowawczego odbyło się w rosyjskim Gwiezdnym Miasteczku. Dziś wiadomo, że mieści się ono w okolicach Moskwy, jednak w czasie, gdy przebywał tam Polak, jego lokalizacja była ściśle tajna – strzeżonego, otoczonego murem miasta nie można było znaleźć na żadnych mapach.

 

Portret załogi głównej – Piotra Klimuka oraz Mirosława Hermaszewskiego.

Portret załogi zapasowej – Zenona Jankowskiego oraz Valeri’a Nikolayevicha.

Mirosław Hermaszewski, na świecie dziewięćdziesiąty drugi człowiek w kosmosie, był wychowany przez samą matkę. Jego ojciec zmarł w konsekwencji masakry w Lipnikach na Wołyniu – został zastrzelony przez Ukraińców w 1943. Ówczesna władza tuż przed lotem zmieniła życiorys Mirosława – według oficjalnych źródeł ojca zabili faszyści. Mały Mirosław pasjonował się lotnictwem – w podstawówce składał modele samolotów, a w liceum zainteresował się szybownictwem. Idąc śladami starszego brata, został pilotem myśliwców. Jego wyniki w szkole, pracy, jak i testach do programu Interkosmos uchodziły za wybitne. Ekstrawertyczny, uśmiechnięty, kontaktowy i zdecydowany – tak opisywali go inni.

Przygotowania Polaka do lotu nie obyły się bez przeszkód. Podczas jednego z badań stwierdzono, że Hermaszewski ma chore migdały. Pilot stwierdził, że to niemożliwe – nigdy nie chorował na anginę, a grypę miał tylko raz. Nikt nie wiedział, skąd wynika przymus poddania się zabiegowi. Wkrótce do Moskwy przyjechał lekarz Stanisław Barański, który powiedział Hermaszewskiemu, że nie wie, co co chodzi, ale nie ma wyjścia – jeśli chce lecieć, musi zgodzić się na operację.

Hermaszewski został zabrany do szpitala jeszcze w Święta Bożego Narodzenia. Zabieg wykonał jeden z radzieckich lekarzy. Po wycięciu migdałów przyznał pilotowi rację – były zdrowe.

Poza tym incydentem, Mirosław rozumiał i popierał rygor szkoleń. W nagraniu z 1979 roku wspominał:

„Bardzo istotne jest to przygotowanie samego siebie do lotu, swojej własnej psychiki. Musimy choćby przygotować swój układ krążenia do pracy w stanie nieważkości, swój aparat równowagi. Im więcej treningów, ćwiczeń na krzesłach, bębnach obrotowych, wirówkach czy huśtawkach, tym lepiej. Im więcej wysiłku na Ziemi, tym w kosmosie jest lepiej. W tak w naszym przypadku było. Nie oszczędzaliśmy się i w kosmosie nie było tak źle.”

Mimo, że Hermaszewski wiedział, że to on leci, to jednak aż do dnia przed startem nie było to do końca pewne. Zenon Jankowski, Polak z załogi zapasowej, był równie dobrze wytrenowany jak Mirosław. Istniała możliwość, że jeden z członków załogi głównej zacząłby niedomagać bądź szpiedzy znaleźliby informacje z przeszłości pilota, które szkodziłyby reputacji ZSRR i partii. Dlatego też Poczta Polska wydrukowała po 5 mln znaczków – jeden nakład z Hermaszewskim, a drugi z Jankowskim. Gdy już było wiadomo, który z Polaków leci w kosmos, wszystkie znaczki z tym drugim miały zostać zniszczone. Rozkaz ten nie został spełniony w stu procentach – 800 znaczków wysłano do USA, jak obligowały umowy; a 100 zostało zachowanych. Część z nich przekazano takim osobistościom jak Gierek, Jaruzelski, czy sam Jankowski.

Na przeprowadzenie lotów załogowych pozwoliła rakieta Soyuz-U. Jest to najczęściej i najdłużej używana rakieta w historii astronautyki – wystartowała 786 razy, przy czym 764 z nich należało do udanych. Ma około 51 m długości i 3 m szerokości. Mieszanka paliwowa użyta w pierwszym i drugim stopniu to nafta z ciekłym tlenem. Impuls właściwy Soyuza – czyli parametr mówiący w jakim czasie silniki danego stopnia spalają ciężar paliwa równy ich sile ciągu – wynosi od 255 s do 333 s, w zależności od segmentu i wysokości nad poziomem morza.

Stacja kosmiczna Salut 6, na której Hermaszewski przebywał przez 6 dni, funkcjonowała przez 5 lat na LEO, czyli na niskiej orbicie okołoziemskiej. Główną zmianą konstrukcyjną odróżniającą ją od poprzednich stacji była możliwość dokowania dwóch statków kosmicznych na raz zamiast jednego. Zmiana ta przyczyniła się do ułatwienia procesu wymiany załóg. W przypadku lotu Soyuz 30, oznaczało to uproszczenie kwestii logistycznych – w czasie, gdy załoga Klimuk i Hermaszewski odwiedzili stację, zamieszkiwali ją członkowie załogi Soyuz 29.

27 czerwca 1978 roku rakieta Soyuz z Mirosławem Hermaszewskim wystartowała z kosmodromu Bajkonur. To historyczne wydarzenie przyciągnęło uwagę polskich mediów i podbudowało dumę Polaków. Wszędzie w miastach znajdowały się plakaty z wizerunkiem Polaka – przerywano transmisje, by poinformować o historycznym locie, a dzieci w szkołach rysowały rakiety na tle biało-czerwonej flagi. Mimo ogólnie pozytywnego odbioru pojawiały się głosy sprzeciwu – loty w kosmos były i są bardzo kosztownym przedsięwzięciem, zatem polska gospodarka musiała pokryć niebagatelną sumę. Uważano, że należy zająć się bardziej istotnymi projektami. Państwo za rządów Gierka zmagało się z zadłużeniem, a świecące pustkami półki oraz brak pomysłów na rozwiązanie złej sytuacji społeczno-ekonomicznej tylko pogarszały ten stan.

Członkowie załóg Sojuz 29 i 30 (od lewej): Piotr Klimuk, Mirosław Hermaszewski, Vladimir Kovalyonok i Alexander Ivanchenkov.

Misja Hermaszewskiego wywarła pozytywny, choć niewielki, wpływ na naukę. Na pokładzie stacji Salut 6 przeprowadzono szereg, bardziej lub mniej zaawansowanych, badań. Najpoważniejsze z nich miało kryptonim „Syrena”. Zostało wykonane z inicjatywy profesora Roberta Gałązki, który zajmował się badaniem kryształów powstających ze związku telluru, kadmu i rtęci. Służą one do produkcji bardzo czułych detektorów podczerwieni mających zastosowanie m.in w wykrywaniu gazów takich jak metan oraz w militarii. Niestety produkcja kryształów na Ziemi jest skomplikowana; grawitacja sprawia, że na spodzie kryształu zawsze osadza się więcej kadmu, a w wyższych warstwach jest go coraz mniej. Jako, że do produkcji detektorów nadaje się materiał jak najbardziej jednorodny, profesor chciał sprawdzić, jak pierwiastki chemiczne będą rozmieszczone w nieważkości.

Oprócz badania „Syrena”, polscy specjaliści, po części we współpracy z pozostałymi krajami wchodzącymi w skład Interkosmosu, przygotowali szereg innych eksperymentów. Dwa z nich, „Test” i „Relaks”, skupiały się na psychologii. Ten pierwszy badał adaptację załogi do warunków panujących w kosmosie, a drugi analizował efektywność sposobów na odpoczynek podczas pracy na stacji. Nie zapomniano o zdrowiu fizycznym kosmonautów, które stanowiło podmiot wielu badań. Monitorowano funkcjonowanie serca w czasie pracy na statku kosmicznym, a także sprawdzano wydolność fizyczną członków załogi przed i po misji.

Misja przeszła do historii jako udana – zrealizowane zostały zarówno jej główne, jak i podrzędne założenia. Hermaszewski, jako jeden z niewielu obcokrajowców, po misji został odznaczony orderem Bohatera Związku Radzieckiego; ówcześnie nadawano go każdemu kosmonaucie lecącemu w ramach programu Interkosmos. Po zakończeniu kosmicznej przygody Hermaszewski oddał się swojej pasji – lotnictwu. W latach 1987-1990 był komendantem Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, przez dwa kolejne lata zastępcą dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej, a następnie został szefem bezpieczeństwa WLiOP. Do emerytury był inspektorem do spraw sił powietrznych w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego.

Kapsuła Soyuz 30 znajdująca się w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej.

Polskie społeczeństwo wkrótce przestało żyć lotem Polaka-kosmonauty. 16 października 1978 roku, około trzy miesiące po locie Hermaszewskiego, po raz pierwszy w historii Polak został wybrany na papieża. Wywołało to zamieszanie w partii i dyskusje, czy przyjmować odwiedziny Jana Pawła II w Polsce, czy nie. Ostatecznie, za decyzją Gierka, papież został przyjęty. Wypowiadając słynne słowa „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemii, tej ziemii”, odcisnął niebagatelne piętno na historii naszego kraju.

Autor

Milena Nowak