Neil Armstrong, Buzz Aldrin – jeśli trzeba wymienić załogę Apollo 11, to ich nazwiska padają bez zastanowienia, ale już przy trzecim członku trzeba się trochę zastanowić. Kto to był? Michael Collins, choć nie tak znany, pełnił równie ważną funkcję, jak inni. I kto wie, gdyby historia obrała inne tory, mógłby on być tym, który zapadł w pamięć.

Michael Collins w swoim czasie był jednym z najlepszych amerykańskich pilotów wojskowych. Kiedy w połowie 1963 roku NASA rozpoczęła nowy nabór astronautów, Collins wysłał swoje zgłoszenie, ale nie wziął udziału w dalszych etapach. W październiku zadzwonił do niego Deke Slayton (astronauta „Siódemki Merkury”) – tego zaproszenia Collins nie odrzucił i rozpoczął swoje szkolenie jako astronauty. Jego pierwszym lotem kosmicznym była misja Gemini 10, w której towarzyszył mu John Young. Collins odbył wtedy dwa spacery kosmiczne. Podczas misji Apollo 11 Michael Collins pełnił funkcję pilota modułu dowodzenia „Columbia”. Kiedy jego towarzysze lądowali na Srebrnym Globie, Collins pobił rekord najdalszego samotnego podróżnika w przestrzeni kosmicznej. Gdy „Columbia” znalazła się po ciemnej stronie Księżyca, astronautę i Ziemię dzieliło ponad 400 tys. kilometrów.

NASA

Michael Collins podczas ćwiczeń przed startem Apollo 11. Zdjęcie zostało wykonane 16 czerwca 1969 r.

W wywiadzie dla „The Guardian” Collins zdradził, że przez ostatnie 6 miesięcy przygotowań i podczas lotu Apollo 11, nieustannie towarzyszył mu strach, że będzie jedynym, który powróci na Ziemię. Przez cały czas sprawność silnika lądownika księżycowego stała pod znakiem zapytania. Nie było wiadomo, czy będzie działał on na tyle długo, by astronauci mogli opuścić powierzchnię Księżyca. Zawsze była możliwość, że „Eagle” się rozbije. Podczas oczekiwania na powrót Aldrina i Armstronga, Collins napisał „Jeśli nie uda im się podnieść z powierzchni lub rozbiją się, nie popełnię samobójstwa. Bezzwłocznie wrócę do domu, ale wiem o tym, że na zawsze pozostanę naznaczony”. Jak się później okazało, misja zakończyła się powodzeniem i cała załoga powróciła na Ziemię. Losy bohaterów potoczyły się różnie. Choć wielu mogłoby się czuć pominiętymi, Collinsowi, to nie przeszkadza, nie uważa, że astronauci zasłużyli na tego rodzaju sławę. „W wieku 78 lat, pewne rzeczy dotyczące społeczeństwa mnie irytują, np. uwielbienie celebrytów oraz inflacja heroizmu. Bohaterowie się mnożą, ale nie zaliczajcie do nich astronautów. Bardzo ciężko pracowaliśmy, swoją pracę wykonywaliśmy prawie do perfekcji, ale to jest to, do czego zostaliśmy zatrudnieni”.

Autor

Avatar photo
Anna Wizerkaniuk

Absolwentka studiów magisterskich na kierunku Elektronika na Politechnice Wrocławskiej, członek Zarządu Klubu Astronomicznego Almukantarat, miłośniczka astronomii i książek