Wiadomo już od dawna, że komety mogą czasem się rozpadać na mniejsze fragmenty. Zjawiska takie obserwowane były wielokrotnie. Dotychczas sądzono jednak powszechnie, że komety rozpadają się tylko podczas swych zbliżeń do Słońca. Sądom tym zdają się przeczyć wyniki, jakie uzyskał profesor Zdenek Sekanina z laboratorium NASA w Pasadenie w Kalifornii.

Korzystając z obserwacji wykonanych przez kosmiczne obserwatorium SOHO (Solar and Heliospheric Observatory) prof. Sekanina przeanalizował dane o znacznej ilości komet, których trajektorie mają bardzo bliskie peryhelium. Niektóre z nich wręcz ocierają się o powierzchnię naszej gwiazdy, lub całkiem w nią wpadają. Komety te mają często znikome rozmiary, mierzone zaledwie w dziesiątkach metrów. Nie przeżywają one bliskich spotkań ze Słońcem, wyparowując doszczętnie. Właśnie dzięki tak szybkiemu parowaniu mimo małych rozmiarów mogą w ogóle zostać zaobserwowane.

Sekanina zauważył, że orbity komet wpadających w Słońce (lub też mijających je w bardzo małej odległości) są często ze sobą skorelowane. Komety lecą do Słońca grupami, cała grupa nadlatuje z jednego kierunku i porusza się po niemal równoległych torach.

Jedynym wytłumaczeniem istnienia takich grup komet jest pochodzenie ich członków z rozpadu jednej większej komety. Sekanina przeprowadził symulacje, z których wynika, że rozpad taki nie mógłby nastąpić przy poprzednim zbliżeniu do Słońca, gdyż w takim wypadku małe kometki odparowałyby zupełnie zaraz po rozpadzie. W związku z tym jedyne wytłumaczenie wskazuje na rozpad komety na małe fragmenty z dala od Słońca. Opisane wyniki zostały opublikowane w ostatnim wydaniu czasopisma „Astrophysical Journal”.

Autor

Marcin Marszałek