O 21:35 naszego czasu w Kennedy Space Center rozpoczęła się konferencja prasowa dotycząca dzisiejszej katastrofy promu Columbia. Przdstawiamy krótkie podsumowanie tego wydarzenia.

Na pytania dziennikarzy zgromadzonych w KSC i innych ośrodkach NASA (m.in. JSC, JPL, MSC) odpowiadali: Ron Dittemore (dyrektor programu lotów wahadłowców) oraz Milt Helfin (dyrektor lotu).

Jesteśmy załamani tym, co się stało” – powiedział Dittemore dziennikarzom. – „To tak, jakbyśmy stracili siedmiu członków rodziny. Ale musimy się otrząsnąć, wziąć do pracy i zrozumieć, co właściwie zaszło„.

Powołaliśmy kilka zespołów, które zbiorą, zabezpieczą i przeanalizują wszystkie dane. Nasi najlepsi eksperci zrobią, co w ich mocy, aby dociec, co poszło nie tak. […] Liczymy na pomoc obywateli przy poszukiwaniu wszelkich śladów i pozostałości orbitera. Kiedy je zbierzemy, zgromadzimy je w jednym miejscu i spróbujemy ułożyć układankę. Będzie to koszmarnie trudne – prawdopodobnie wiele szczątków spłonęło przed dotarciem do Ziemi, a reszta jest rozproszona na ogromnym obszarze. […] Do tej pory nie zidentyfikowaliśmy jeszcze żadnych szczątków„.

Milt Heflin przedstawił w skrócie przebieg wydarzeń na podstawie zapisów telemetrii, o czym szczegółowo STS-107: Ostatnie chwile lotu„>piszemy osobno. Ron Dittemore podsumował: „8 sensorów pokazało wskazania minimalne, co oznacza, że po prostu straciliśmy odczyty, tak jakby ktoś przeciął drut. […] Sama utrata odczytu wskaźnika to jeszcze nie tragedia i wiele razy się to zdarzało. Niekoniecznie musi to oznaczać awarię sensora. Ponieważ straciliśmy kilka odczytów, mógł to być problem z którymś z układów komunikacyjnych awioniki.

Dyrektor lotu Milt Heflin z NASA omawia przebieg wydarzeń podczas ostatnich minut lotu Columbii, która 1 lutego 2003 rozpadła się podczas wejścia w atmosferę.

Dziennikarze pytali, czy często zdarzają się zaniki komunikacji. Dittemore: „Miewamy przejściowe zaniki łączności, zarówno na orbicie, jak i podczas wejścia w atmosferę, kiedy jonizacja wokół orbitera jest silna. Nie są one dla nas powodem do niepokoju. Rutynowo próbowaliśmy nawiązać łączność na UHF. Dopiero po kilkunastu minutach, gdy to się nie udało, doszliśmy do wniosku, że mamy poważny problem„.

Dziennikarze byli bardzo zainteresowani fragmentem pianki izolacyjnej, który odpadł od zbiornika paliwa i uderzył w skrzydło podczas wzlotu. „Bardzo dokładnie przeanalizowaliśmy film, na którym widać uderzenie pianki w skrzydło i oceniliśmy, że nie mogła ona spowodować zagrożenia dla bezpieczeństwa lotu. Oczywiście nie możemy wykluczyć, że zdarzenie to ma jakiś związek z dzisiejszą tragedią. Możemy się sporo dowiedzieć, analizując szczątki. […] Podczas misji STS-112 mieliśmy przypadek, że coś odpadło od ET i uderzyło w rakietę pomocniczą, ale analizy wykazały, że nie spowodowało to żadnych zniszczeń. W następnej misji, STS-113, nie było takich problemów. W STS-107 znów pianka się oderwała, dlatego mamy zamiar zainteresować się bardziej tymi faktami i przeanalizować tę kwestię od nowa. […] Zawsze polecamy załodze rutynowo wykonać zdjęcia zbiornika po jego odłączeniu, bo jest to jedyny sposób, aby dowiedzieć się, jak zbiornik przetrwał fazę wzlotu. […] Jest raczej niemożliwe, że od zbiornika odpadło coś więcej lub coś innego niż pianka, gdyż po uderzeniu obiekt rozpadł się w pył„.

Najbardziej prawdopodobną przyczyną tragedii wydaje się być uszkodzenie osłony termicznej. Komentarz Dittemore’a: „Znamy te płytki dość dobrze, wiemy, co mogą znieść. Będziemy to szczegółowo analizować. […] Gdy wejdziemy na orbitę, nie możemy nic zrobić w przypadku uszkodzenia płytek, nie możemy wyjść w otwarty kosmos, by dokonać naprawy. W tej misji nie mieliśy też manipulatora, aby za pomocą jego kamery obejrzeć skrzydło. Kilka lat temu podczas startu odpadło skrzydło drzwiczek chroniących spadochron hamujący. Wykonaliśmy kilka zdjęć tego obszaru, ale nie były one zbyt użyteczne, bo i tak nie moglibyśmy nic z tym zrobić„.

Nie mamy informacji, że skrzydło się przegrzało. Wiemy tylko, że dane z czujników przestały do nas docierać. Ponieważ straciliśmy komunikację i śledzenie, nie wiedzieliśmy, czy pojazd zszedł z założonej trajektorii, albo czy coś się z nim stało. O rozpadzie dowiedzieliśmy się ze zdjęć telewizyjnych„.

Na pytanie o przyszłość programu STS oraz losy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, Dittemore odpowiedział: „Rozmawiałem dziś z menedżerami projektu ISS. Jutrzejszy start Progressa przebiegnie bez zmian, potem planowana jest wymiana Sojuza. Załoga Stacji ma dość zasobów, aby obyć się bez wizyty wahadłowca mniej więcej do czerwca tego roku. W tej chwili jest za wcześnie, ay określić, jak zmieni się rozkład lotów promów. Musimy najpierw znaleźć przyczyny problemów, aby określić, co musimy poprawić w pozostałych orbiterach. Do tego czasu na pewno nikt wahadłowcem nie poleci„.

Dittemore zręcznie unikał odpowiedzi na pytania o rodziny astronautów.

Milt Helfin: „Nasz program kosmiczny nie będzie już taki sam – tak samo, jak przestał być taki sam po Apollo 1 i Challengerze. Latanie w kosmos to nie rutyna„.

Dittemore: „Orzymałem dziś wiele ciepłych słów, zarówno od rodziny, jak i zwykłych ludzi. Cieszę się, że są ludzie, których program kosmiczny interesuje i wiedzą, co on znaczy dla naszego kraju. Gwarantuję, że poprawimy to, wrócimy na platformę startową i będziemy dalej latać. tak szybko, jak to będzie możliwe. Trening astronautów będzie kontynuowany, ale nie polecimy, zanim nie dowiemy się co dziś poszło nie tak„.

Autor

Tomasz Lemiech

Komentarze

  1. szczepan    

    katastrofa promu — czy w czasie tej misii astronauci mieli skafandry do wyjścia na zewnącz promu, aby sprawdzić stan płytek ?.
    myślę, że załoga dobrze wiedziała, co ich czeka.

    1. torcik    

      Gdyby coś wiedzieli to podzielili by sie tą wiadomością — Nie sądzisz?

    2. Azzie    

      Mieli, ale… — Mogli wyjsc na zewnatrz promu, ale mozliwosc poruszania sie mieli tylko w obrebie ladowni. Pod prom zajrzec nie mogli. Poza tym tak czy inaczej, nie mieli mozliwosci naprawy plytek na orbicie.

Komentarze są zablokowane.