Badania międzynarodowego zespołu z Belgii, Polski i Anglii potwierdzają hipotezę, że wielkie wymieranie 365 mln lat temu nie było bezpośrednim skutkiem uderzenia meteorytu – poinformował prof. Grzegorz Racki z Uniwersytetu Śląskiego.

Zjawiska wielkiego wymierania, kiedy nagle (licząc w geologicznej skali czasu) ginie większość istniejących gatunków, należą do najbardziej kluczowych i kontrowersyjnych zagadnień z kręgu nauk o Ziemi. Szczególnie dyskusyjny jest ich związek z uderzeniami dużych meteorytów czy asteroid (tzw. impaktami).

Wyginięcie dinozaurów 65 mln lat temu przypisywane uderzeniu wielkiego meteorytu wskazuje, że wynikało ono z bezpośrednich zaburzeń ekosystemowych, głównie krótkofalowych wahań klimatycznych i oceanograficznych. Od pewnego czasu przypuszczano jednak, że oddziaływanie 'pozaziemskich zabójców’ mogło być bardziej złożone. Wiele wymierań ewidentnie nie zbiega się w czasie z uderzeniami obiektów kosmicznych dokumentowanych kraterami” – zwrócił uwagę prof. Racki.

Dlatego jakiś czas temu zaproponowano dla okresu sprzed ok. 65 mln lat teorię pośredniego wpływu kilku następujących po sobie impaktów na rozwój biosfery, inicjujących anomalny efekt cieplarniany. Opóźnione o 2 mln lat w stosunku do impaktów wymieranie pod koniec kredy mogło być spowodowane „szokiem termicznym” wskutek raptownego zakończenia epizodu ciepłego.

Już Zagłada permska: to jednak nie był asteroid„>wcześniej pisaliśmy o wątpliwościach innej grupy polskich uczonych dotyczących zagłady permskiej.

Wykres pokazuje liczbę gatunków na Ziemi w kolejnych erach. Pod koniec permu (245 mln lat temu) doszło do największego wymierania życia w dziejach Ziemi: zginęło 50 procent rodzin zwierząt, w tym 95 procent gatunków morskich (trylobity), wiele drzew. Jego przyczyną mogło być zderzenie z planetoidą lub kometą, jednak polscy uczeni przedstawili inną tezę. Ostatnim procesem wymierania był ten sprzed 65 mln lat, kiedy to zginęły dinozaury.

Ostatnie badania międzynarodowego zespołu z Belgii, Polski i Anglii nad rozwojem życia w paleozoiku, uwiarygadniają hipotezę amerykańskiego badacza George McGhee, że podobny scenariusz jak 65 mln lat temu mógł mieć miejsce również w epoce późnodewońskiej. Po 20 latach poszukiwań doszedł on do wniosku, że nie ma wiarygodnych przesłanek potwierdzających upadek większego ciała kosmicznego około 364 mln lat temu, w trakcie jednego z największych wymierań – w pierwszej kolejności zagłady zróżnicowanych zespołów tropikalnych raf. W późnym dewonie w sumie wymarło 30% rodzin zwierząt.

Wszechstronną dokumentację geologiczną ma natomiast krater Alamo w Newadzie (wielkości od 38 do 100 km), prawie 3 mln starszy, nie powodujący widocznych skutków w ekosystemach” – wyjaśnia prof. Racki. – „Porównawcze badania geochemiczne w Górach Świętokrzyskich i Ardenach wskazują jednak, że w ówczesnych morzach tropikalnych doszło do znacznych zmian mikroplanktonu roślinnego i obiegu pierwiastka węgla w przyrodzie. Tak więc być może impakt Alamo i inne znane kratery późnodewońskie to świadectwo uderzeń szeregu meteorytów, stanowiących ekologiczną bombę z opóźnionym zapłonem. Zapoczątkowała ona łańcuch gwałtownych zaburzeń złożonego systemu atmosfera-ocean-biosfera, rzutujących na późniejsze dramatyczne losy ciepłolubnych organizmów„.

Interdyscyplinarne badania podjęte przez geologów z Uniwersytetu Śląskiego i Instytutu Paleobiologii PAN pod kierunkiem prof Grzegorza Rackiego, finansowane przez Komitet Badań Naukowych, powinny pomóc wyjaśnić zagadkę paleozoicznych dziejów życia na Ziemi.

Autor

Marcin Marszałek