Zgodnie z przepowiedniami Końca Świata na rok 2012, „coś wielkiego” na nas się czai. Pisząc „coś wielkiego” mam na myśli jakiś niekontrolowalny byt kosmiczny (np. Planetę X, Nibiru, zabójczy wybuch na Słońcu itp.), a pisząc „nas” mam na myśli całą planetę Ziemię. Wywodząc scenariusze Wielkiej Zagłady z końca tzw. Długiej Rachuby kalendarza Majów coraz więcej autorów produkuje teksty, uruchamia strony internetowe czy zamieszcza (te najbardziej lubię ;D) kolejne filmiki video na YouTube. Wszystkie one głoszą, że coś strasznego wydarzy się koło 21 grudnia 2012. Prawdopodobnie najciekawsze w tych przepowiedniach na rok 2012, w porównaniu z poprzednimi zapowiedziami Końca Świata, jest przywoływanie naraz wszystkich możliwych (a także całkiem nieprawdopodobnych, i niemożliwych) przyczyn zagłady naszej planety.

Autor: Ian O'Neill. Tłumaczenie: dr P. A. Dybczyński

W tym szóstym już z kolei artykule na temat proponowanych scenariuszy Końca Świata w roku 2012 zajmę się hipotezą, mówiącą o komecie zbliżającej się powoli, po orbicie parabolicznej, z głębokiego kosmosu do Ziemi, by się z nią zderzyć. Zanim jednak zaczniecie się martwić, ucieszy Was wiadomość, że ta kolejna teoria jest „nieprzemakalna niczym torebka herbaty” 😉 Żadna kometa zagrażająca Ziemi nie została zaobserwowana i z pewnością nie ma jakichkolwiek przesłanek sugerujących uderzenie komety w Ziemię w roku 2012. Oto dlaczego…

Strach dobrze się sprzedaje

Jak twierdzi kilka podejrzanych indywiduów, za cztery lata, 21 grudnia 2012 (artykuł piszę w grudniu 2008) nastąpi Koniec Świata. Ci katastrofiści zwykle zaczynają swoją argumentację sięgając do starożytnych kalendarzy (oraz sporej dawki „Kodu Biblii”, „I Ching” czy pradawnych sumeryjskich tekstów z tabliczek zapisanych pismem klinowym), by przedstawić swoją nową i odkrywczą wizję, w jaki sposób dojdzie do Zagłady. Niestety, większość tych przepowiedni opiera się na przesadnie nagłośnionych nadinterpretacjach lub przekłamaniach doniesień naukowych lub wprost na kłamstwach. W zanadrzu głosiciele tych teorii mają zwykle książkę do sprzedania lub portal internetowy do wypromowania. Okazuje się, że nic nie przynosi takich dochodów, jak sianie strachu.

Ciekawe! Zacząłem pisywać do „Universe Today” rok temu, dokładnie na pięć lat przed końcem „Długiej Rachuby” kalendarza Majów. To oczywiście czysty przypadek, ale dobra okazja by po roku zamknąć cykl szóstym z kolei tekstem o mitycznych przepowiedniach otaczających rok 2012.

Prawdopodobnie zetknęliście się już z doniesieniami o „Komecie roku 2012” w wielu miejscach w internecie, zdecydowałem się więc podrążyć ten wątek i sprawdzić, czy są jakiekolwiek ślady prawdy w twierdzeniach, że kometa (czy też „kometo-planeta”) zbliża się do Ziemi po kolizyjnym kursie. Wynik moich poszukiwań, daje się streścić tak: zdecydowanie nic nie wskazuje na zbliżające się zderzenie z kometą. Wszelkie oskarżenia czynników rządowych o ukrywanie dowodów naukowych, służą jedynie ukryciu faktu, że tych dowodów, przytaczanych również w związku z Planetą X i Nibiru, po prostu nie ma. Jeśli nie wystarczy Wam streszczenie, czytajcie dalej…

Zagrożenie ze strony komet

Zanim zajmiemy się bezpośrednio „kometarnym scenariuszem Wielkiej Zagłady„, zastanówmy się, czy Ziemi w ogóle grożą zderzenia z kometami. Otóż tak, zdarzało się to w przeszłości i z całą pewnością nastąpi znowu. Przedpole jest jednak póki co wolne od kometarnych czy planetoidalnych włóczęgów na całe dziesięciolecia. W rzeczywistości to niewielkie odłamki skalne, zwane meteoroidami, pojawiają się w pobliżu Ziemi o wiele częściej niż lodowe komety. Rocznie co najmniej kilka meteoroidów sporych rozmiarów (o średnicy kilku metrów, przyp. tłum.) zderza się z naszą planetą. Warto wspomnieć tu o obiekcie oznaczonym jako 2008?TC3, pierwszym w historii, którego wejście w atmosferę Ziemi zostało przewidziane dzięki wcześniejszym obserwacjom.

Maj 1994: fragmety komety Shoemaker-Levy 9 po kolei uderzały w Jowisza.

Jakkolwiek rzadsze, zderzenia planet z kometami, jak powiedziałem, też mają miejsce. Ostatni przykład mieliśmy w roku 1994, kiedy to dwukilometrowej średnicy kawałki rozpadłej komety Shoemaker-Levy 9 dosłownie zbombardowały atmosferę Jowisza. Zapierający dech w piersiach spektakl w wykonaniu tej komety spowodował znaczne zintensyfikowanie prac, mających na celu wykrycie ewentualnych obiektów, stanowiących zagrożenie dla naszej planety. Od tego czasu odkryto ogromną liczbę planetoid zbliżających się do Ziemi (Near-Earth Objects, w skrócie: NEOs), ale mało który z nich niesie ze sobą jakiekolwiek ryzyko.

Mający średnicę 270 metrów 99942 Apophis, który wywołał wiele zamieszania osiągając najwyższy dotąd stopień zagrożenia (tzn. 2, przyp. tłum) na „Skali Turyńskiej” (Torino Scale), przemknie jednak w roku 2029 obok Ziemi w bezpiecznej odległości. Orbita Apophisa zostanie wszakże wtedy silnie zaburzona. Jeśli przeleci przez jeden z rejonów, tworzących swoiste grawitacyjne „dziurki od klucza”, wtedy teoretycznie możliwe będzie zderzenie tej planetoidy z Ziemią 13 kwietnia 2036 roku. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza szacujemy dziś na 1 do 45000 – nie postawiłbym nawet złamanego grosza, mając taką szansę na wygraną.

Jest jeszcze sporo innych odłamków skalnych na orbitach, ale zdecydowana większość niegroźna, a już z pewnością żaden z nich nie zakłóci naszego codziennego życia w roku 2012. Planetoidy stanowią jednak realne zagrożenie dla Ziemi w przyszłości. Mając tego świadomość odkrywamy i śledzimy coraz większą ich liczbę. Obiekty takie jak 2007 VK184, planetoida o średnicy 130 metrów, mogą być groźne w odległej przyszłości, jednakże prawdopodobieństwo zderzenia jest wciąż bardzo małe. Astronomowie z Catalina Sky Survey znaleźli kilka prawdopodobnych dat kolizji z obiektem 2007 VK184 , ryzyko jednak nigdy nie przekracza 0,037% szansy na zderzenie w ciągu najbliższych 100 lat. Wiele innych planetoid jest obecnie śledzonych i niektóre mogą stanowić pewne zagrożenie w nadchodzących stuleciach (żaden obiekt nie utrzymał się dłużej na poziomie 1 „Skali Turyńskiej” – większa liczba obserwacji (poprawiająca naszą wiedzę o jego orbicie, przyp. tłum.), „ściąga” go z powrotem na bezpieczny poziom 0).

Krótko mówiąc, nie spodziewamy się żadnego groźnego spotkania z planetoidą, a już na pewno nie w najbliższych czterech latach. Również komety nam nie grożą, nie ma żadnego naukowego dowodu, że jest inaczej.

Nie powstrzymuje to jednak takich organizacji, jak Fundacja B612, założona przez eks-astronautę z NASA, Rusty'ego Schweickarta. Jej celem jest planowanie działań, na wypadek ewentualnych przyszłych zagrożeń. Podczas gdy popularne filmy przekonują nas, że wystarczy rozsadzić kometę czy planetoidę bombą jądrową, fundacja udowadnia, że jest inaczej, i ma rację.

Czytając o wykrywaniu ewentualnych zagrożeń czy też o proponowanych scenariuszach „odchylenia” toru zagrażającego Ziemi ciała pamiętajmy, że musimy mieć bardzo dużo czasu by skutecznie zaradzić takiej katastrofie. Nie są to scenariusze przygotowywane na najbliższe lata, raczej na nadchodzące dekady czy stulecia.

Kometa roku 2012 – spisek w Google

Wygląda więc, ze póki co jesteśmy bezpieczni i astronomiczna kolizja nam nie zagraża. Nie oznacza to oczywiście, że nie dojdzie do spotkań z mniejszymi meteoroidami – pamiętamy niedawny kanadyjski bolid z 21 listopada 2008, czy ten z Kolorado, z 6 grudnia 2008 (zjawiska takie to spotkania z bryłami skalnymi o masie rzędu dziesięciu ton). Nie twierdzę też, że nie odkryjemy nowych obiektów zbliżających się do Ziemi w najbliższych czterech latach. Nawet taki grożący katastrofą, możemy dostrzec choćby jutro. Twierdzę tylko, że dziś nie ma żadnego naukowego dowodu by spodziewać się globalnej zagłady cywilizacji w roku 2012 z powodu zderzenia z kometą. Ktokolwiek twierdzi inaczej – kłamie.

Skąd więc tyle szumu wokół teorii o „komecie roku 2012„? Na tyle, na ile udało mi się zorientować, teoria ta opiera się na niezwykle wątłym „pseudo-dowodzie”. Uruchommy Google Earth, by zorientować się, o co chodzi…

Jeśli masz zainstalowaną tę aplikację na swoim komputerze, możesz spojrzeć nie tylko na powierzchnię Ziemi, ale również „w górę”, w niebo. Przełączenie programu na widok nocnego nieba pozwala zobaczyć gwiazdozbiory i odbyć zachwycającą podróż po Wszechświecie dostępnym naszym obserwacjom. Pomijając wielki natłok informacji, czy Google coś przed nami chowa? Czy wielka, bazująca na popularnej wyszukiwarce firma, aktywnie uczestniczy w ukrywaniu obserwacji groźnej komety?

Dziura w optycznym obrazie z Google Earth: celowa dezinformacja czy po prostu… brak danych?     Przedstawiona obok miniatura jest tylko wycinkiem: kliknij na obrazek, żeby zobaczyć porównanie obrazów w paśmie optycznym, podczerwonym (IRAS) i mikrofalowym (WMAP).

Spójrz przy pomocy Google Earth w miejsce o współrzędnych: rektascencja 5h 54m 00s i deklinacja -6? 00' 00″. Jeśli nie masz zainstalowanego programu, możesz użyć wersji on-line by zobaczyć to miejsce. Widać tam złowieszczą, czarną, prostokątną pustkę (oznaczoną jako „Google Anomaly” na rysunku powyżej) tuż obok Mgławicy Oriona, na południe od Pasa Oriona.

Gwiazdozbiór Oriona to bardzo charakterystyczny układ gwiazd, położony na niebie (a z nim i owa Anomalia Google) w miejscu dogodnym do obserwacji dla każdego, tak z północnej jak i z południowej półkuli.

Pustka widoczna jest tylko na obrazie w zakresie optycznym; po przełączeniu na zakres mikrofalowy (uzyskiwany z Wilkinson Microwave Anisotropy Probe – WMAP ) obszar ten jest normalnie wypełniony danymi. Podobnie w zakresie podczerwonym, dane pokrywają ten rejon doskonale. Obraz podczerwony pochodzi z satelity IRAS.

Mamy więc teorię, która głosi, że Google ukrywa obserwacje nadciągającej komety; mówi się o niej również kometo-planeta, może więc Planeta X? Wcześniej miał być brązowy karzeł, cóż… Tak, Planeta X wydaje się być w centrum wszystkich scenariuszy zagłady.

Dane z satelity IRAS

Satelita IRAS był teleskopem kosmicznym, działającym przez 10 miesięcy w roku 1983. Dokonał przeglądu całego nieba w zakresie podczerwieni, ujawniając miedzy innymi niezwykłe, super jasne, młode galaktyki oraz „podczerwone cirrusy” z przestrzeni międzygalaktycznej. Jednakże, zanim oficjalnie opublikowano identyfikacje zaobserwowanych obiektów, niektóre media (w szczególności The Washington Post) ogłosiły z hukiem, że jeden z nich może być sławną Planetą X, dostrzeżoną na peryferiach Układu Słonecznego. To jeden z podstawowych, przytaczanych przez katastrofistów dowodów na istnienie Planety X. Używając pokrętnej logiki niektórzy autorzy dowodzą, że Planeta X to nic innego tylko sumeryjska planeta „Nibiru” – a to z kolei miałby być brązowy karzeł, towarzysz Słońca. Teoria ta głosi nadchodząca zagładę, w tym powrót pozaziemskiej cywilizacji, zwanej „Anunaki” (naszych pradawnych przodków), chcącej odzyskać „swoją planetę”. Śliczna fantastyka naukowa, nie mająca uzasadnienia w naukowych faktach.

„Tajemniczy” obiekt sfotografowany przez IRAS to młoda galaktyka lub obłok materii międzygwiazdowej. Niestety nie jest to planeta X.

A więc „kometa roku 2012” to Planeta X? Nawet jeśli tak (pomijając, że jak kometa to nie planeta, nie mówiąc już o brązowym karle), to dlaczego pustka zwana Anomalia Google występuje tylko w zakresie optycznym? gdyby Google i NASA chciały ukryć obserwacje tej „komety” (kasując dane z pewnego obszaru) zrobiłyby to nie tylko w obrazie optycznym, ale szczególnie w danych podczerwonych. Ale obserwacje IRAS-a nie pokazują nic szczególnego w tym miejscu. A tak na marginesie, czy nie prościej byłoby zapełnić tego obszaru czymkolwiek, niż zostawiać pustkę?

Podsumowując, Anomalia Google to po prostu brak danych, nic specjalnego. Nie ma tam komety a brak danych w tym miejscu nie dowidzi istnienia czegokolwiek złowieszczego.

Po prostu spójrz w górę

Na wypadek, gdyby trzeba jeszcze jakoś dodatkowo Was przekonać, że teoria „komety roku 2012 / Planety X” to kompletne bzdury, zastanówcie się: ta pustka w optycznym obrazie Google… jest tylko w Google. Każdy może spojrzeć w niebo i sprawdzić sąsiedztwo dobrze znanych gwiazd i mgławic w Orionie. Jeśli pustka w Google wydaje Ci się podejrzana, podnieś wzrok! Dziś nawet astronomowie-amatorzy dysponują tak zaawansowanym sprzętem optycznym, że gdyby cokolwiek ciekawego tam było, dawno by to już zaobserwowali, i to bez pomocy Google.

Na koniec

Prawda jest taka, że spiskowa teoria o Planecie X jest fałszywa, a teoria o „komecie roku 2012” jeszcze gorsza. Prawdopodobieństwo, że wielka planeta przemknie przez wnętrze Układu Planetarnego jest równe prawdopodobieństwu, że w tym czasie w Ziemię uderzy kometa. Jest po prostu równe zeru.

Przyszłości nie da się zgadnąć, a żadne antyczne przepowiednie nie uzasadniają jakiegokolwiek, popartego faktami astronomicznymi, scenariusza Końca Świata. Rok 2012 będzie z pewnością ważny z powodów religijnych czy mistycznych (nie wspominając o piłce nożnej, przyp. tłum.). Używanie przez katastrofistów współczesnych wyników naukowych jako dowodów na słuszność ich przepowiedni (często dla własnego zysku) jest nie tylko nieodpowiedzialne, ale wręcz bardzo szkodliwe.

Tekst udostępniony na licencji Creative Commons – pewne prawa zastrzeżone.

Autor

Avatar photo
Redakcja AstroNETu